Zbieranie fragmentów, czyli literackie egzystencje Europy Środkowej

10. Skazani na bicie

Historia stała się często niechcianą i nie lubianą częścią życia każdej rodziny. Rodzice narratora Stołu Pawła Hullego, żyjący na tej małej wysepce Europy Środkowej, jaką jest według Leszka Szarugi Gdańsk1, nieustannie spierali się, kto był gorszy: Niemcy czy Rosjanie, choć od II wojny światowej minęło już wiele lat. Pretekstem był stół, który ojciec dostał kiedyś od gdańskiego Niemca – pana Polaske. Stół, który wywoływał wspomnienia nie tylko o wojnie, ale także o czasie tuż przed nią i tuż po niej. Przypominał im o skomplikowanym środkowoeuropejskim losie. Otóż dwaj bracia Polaske zostali zmuszeni do przesiedlenia się do Niemiec. Jeden z nich pogodził się ze swoim losem, spakował to, co mógł i wyjechał do swojej nowej ojczyzny. Przed wyjazdem sprzedał ojcu narratora stary, dobry stół, a w pożegnalnym prezencie otrzymał używane buty, sowiecki zegarek i masło. Zostawił fotografię siebie i brata. Drugi pan Polaske, socjaldemokrata i krytyk Hitlera, więziony w obozie koncentracyjnym, nie chciał opuścić Polski, udał się nawet do prezydenta Bieruta, prosić o możliwość pozostania w kraju. Jednak ten okazał się nieubłagany. Pan Polaske wrócił więc do Gdańska i odebrał sobie życie.

Piętno historii odcisnęło się na wielu tutejszych familiach. Mieszkający w tym regionie ludzi zawsze musieli liczyć się z tym, że będą bici – i to przez różne władze, przez różnych funkcjonariuszy. Połowa rodziny Anny, bohaterki Księgi Hrabala Petera Esterhazego, była bita:

Jeśli policzymy, ilu spośród rodziców i dziadków Anny i pisarza pobiła władza państwowa, powiedzmy, od roku 1919, bo w ten sposób wynik będzie bardziej „historyczny“, niż gdyby progiem był rok 1945, wówczas, jeżeli za pobicie uznamy również bardzo poważne grożenie przez milicję matce pisarza w 1957 (udawane ciosy, wyzywanie od kurew […]) otrzymamy sześciu pobitych Węgrów na dwanaście możliwych osób […]. Bito właściwie wszystkich, każdą rodzinę, nie ma na Węgrzech takiej ulicy, takiego domu, na które nie padałyby ciosy (to założenie umacnia jeszcze fakt, że na ogół bijący również był bity, nie twierdząc oczywiście, że odwrotnie też, że każdy bity również bił…[…]). Jeżeli w jednej rodzinie zdarzyło się tyle nieszczęść i okrucieństw […], to ile tego było w sumie? I kto to liczy i pamięta? […]2

Los środkowoeuropejski to los ludzi skazanych na bicie, na zapomnienie, nawet na zagładę. To los kafkowski, czyli, jak zwykł mawiać Kiš – los żydowski3. Żydzi wraz z innymi narodami budowali Europę Środkową, byli chyba – oprócz kadry urzędniczej i wojskowej – jedynymi lojalnymi poddanymi cesarza4. Oczywiście nie bez powodu, właśnie w Europie Środkowej znaleźli dość przyjazne środowisko, za panowania Józefa II, a potem Franciszka Józefa, stopniowo uzyskiwali coraz większe prawa aż do zdobycia pełnej emancypacji prawnej w 1869 roku. Nie dziwią więc modlitwy za cesarza, które opisuje Stryjkowski w Austerii, ani rozmowy monarchy z Żydami podczas licznych pokazowych manewrów przedstawione w  Marszu Radetzky’ego5. Żydzi byli nieodłącznym składnikiem różnorodnego świata Europy Środkowej, jednak elementem odbieranym często jako obcy i szkodliwy. Przykładem ambiwalentnego stosunku innych narodów do Żydów może być historia Nissena Piczenika, bohatera noweli Rotha Lewiatan. Ten żydowski handlarz korali był dość lubiany, a przynajmniej ceniony za swoją pracę; chociaż kontakty między nim i klientami ocieplały się dzięki dużej ilości wypijanego przy transakcjach alkoholu, zwykle były naznaczone mniejszym lub większym dystansem. Jednakże w chwili, gdy we wsi pojawił się handlarz sztucznymi koralami i gdy ktoś stwierdził, że biżuteria sprzedawana przez Piczenika przynosi pecha, wszyscy klienci odwrócili się od niego, nawet przestali go poznawać na ulicy6. Owa niechęć wynikała nie tylko z pomówień, ale także ze stereotypów i zabobonów, które jeszcze długo egzystowały nie tylko na wsiach – wystarczy choćby przypomnieć, jak obawiano się spojrzenia czarnych oczu małego bohatera Malowanego ptaka Jerzego Kosińskiego7. Antysemityzm był zresztą – mimo tak chwalonej, a w większości idealizowanej, pokojowej koegzystencji wielu narodów – stałym elementem życia społecznego Europy Środkowej. W zagrożeniu związanym z antysemityzmem właśnie, Bohumil Hrabal, w jednym z Listów do Kwiecieńki, dopatrywał się źródeł „smutnego natchnienia“ Franza Kafki:

Droga Kwiecieńko, […] ja już dzisiaj wiem, dlaczego mały Kafka się bał… w owym roku tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym drugim w Pradze, a przede wszystkim na Starym Mieście bili się i kłócili Niemcy i Czesi… […] a później w roku dziewięćdziesiątym siódmym te bójki […] rozszerzyły się również na Żydów… I znów wybuchnął ten antysemityzm, i dla Żydów był to „grudniowy huragan“… Średnia warstwa Żydów […] przemykała przez Stare Miasto tak, aby uniknąć nacjonalistycznych tendencji… niczym jakaś tajna podziemna nielegalna organizacja… jak mijające się statki… i dlatego nie tylko Żydzi, ale i Franz Kafka był z tego powodu wetterkrank… a wszystko to określiło również owo jądro, które stanowiło źródło smutnego natchnienia pisarza Franza Kafki, powód do napisania… „Procesu“ […]8.

Dwojakiego stosunku nie-Żyda do siebie doświadczył także inny bohater Rothowskiego dzieła9 – Mendel Singer. Ten nauczyciel z chederu i, prawdę mówiąc, nieudacznik, zaledwie kilka razy spotyka się w ciągu powieści z ukraińskim furmanem Sameszkinem, jednak te spotkania są znaczące. Żydzi są dla chłopa czymś niezrozumiałym: nie chcą służyć w wojsku, mało piją, są wierni żonie. Z kolei to, co przeraża Żyda najbardziej – bliski kontakt z przyrodą, dzikość natury – jest czymś normalnym dla chłopa. Ukrainiec, na wieść, że Singer chce wyjechać do Ameryki, dziwi się, dlaczego Żydzi nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu. Wydaje się, że przedstawiciele tak różnych światów nie potrafią się nawzajem nawet trochę zrozumieć, jednak w pewnym momencie rodzi się coś, co można nazwać nicią porozumienia – gdy Singer pod wpływem słów Sameszkina rozpłakał się, chłop objął go ramieniem i spróbował pocieszyć10. Postacią, która niejako godzi oba światy jest Jonasz, upośledzony syn Singera, który sam zgłasza się do wojska, który chce żyć jak chłop, stać się chłopem. Rezygnuje więc z odwiecznej żydowskiej tułaczki, ale też z własnej kultury; mimo to właśnie jemu zazdrości przebywający już w Ameryce ojciec.

Środkowoeuropejskie tereny zamieszkiwane przez Żydów nazywa się czasem jidyszlandem. Chyba słusznie. Przecież jidysz, ten konglomerat kilku języków, którym posługiwali się środkowo- i wschodnioeuropejscy Żydzi, jest jakby ukoronowaniem różnorodności Centrum: bazujący co prawda na alfabecie hebrajskim i korzystający z zasobów tak zwanych loszn kojdesz, czyli ze świętych języków: hebrajskiego i aramejskiego, ale czerpiący wiele z dialektów germańskich i słowiańskich11. Jidysz był mową dnia codziennego, zwykłego życia, która stopniowo przekształcała się w sprawny i bogaty język literacki. Jidyszland i jego kultura powoli rozwijały się, najlepszy dla nich czas przypadł na okres od połowy XIX wieku do pierwszej, względnie drugiej wojny światowej. Wtedy to tworzyli uznani dziś za klasyków: Mendele Mojcher Sforim, Szolem Alejchem, Icchok Lejbusz Perec, w okresie międzywojennym debiutował Isaac Bashevis Singer12.

Niepowtarzalna kultura związana z językiem jidysz, opisywana przez Rotha, Singera, Stryjkowskiego i wielu innych, kultura, która w większości zdołała przetrwać pierwszą wojnę światową, zniknęła wraz z setkami tysięcy Żydów w obozach koncentracyjnych. Holokaust zniszczył niemal zupełnie potencjał twórczy i czytelniczy literatury jidysz, z kolei likwidacja tej literatury, ba – prawie całej kultury dokonana w ZSRR (już w latach 1948-1952 zamordowano jej wybitnych przedstawicieli: Bergelsona, Markisza, Persowa, Hofsztejna, Kwitki, Fefera, oskarżanych o nacjonalizm) była ostatecznym ciosem13. Jidysz przetrwał w diasporze, w ostatnich dziesięcioleciach XX wieku zaczął powoli ustępować językowi hebrajskiemu14. I choć dzisiaj istnieje swoista „moda na jidysz“, staje się on jedynie reliktem dawnej kultury. Trochę w tym przypomina dzieje samej Europy Środkowej…

Holokaust, będący największą tragedią narodu żydowskiego, był także tragedią Europy Środkowej, jednym z wydarzeń konstytuujących jej nową, poranioną tożsamość. Przymusowe wyjazdy ze swoich domów, wyjazdy z całym dobytkiem, przypominały przygotowania do potopu. Danilo Kiš opisując odjazd małżeństwa Reinweinów przyrównuje ich do potomków Noego, nie zdających sobie jednak sprawy z katastrofy, jaka ich spotka. Zabierali na wozy wszystko: makaty, kilimy, fotele, lustra, donice z krzewami, pianino, książki, zegary ścienne, parasole, obrazy – jakby wierzyli, że nadmiar rzeczy, że same rzeczy ich ochronią, zapewnią bezpieczeństwo; zabierali też wszystki e swoje zwierzęta – i jedynie one przeczuwały zbliżające się nieszczęście15. Być może przeczuwał je także Edward Sam – ojciec narratora, postać dziwna i tajemnicza, przypominająca poniekąd Jakuba, ojca młodego bohatera Sklepów cynamonowych, zwłaszcza z Traktatu o manekinach. Ten, przynajmniej w oczach syna, wielki prorok, w rzeczywistości raczej na pół szaleniec, na pół spryty oszust i megaloman, chciał dokładnie opisać, odwzorować (może nawet odtworzyć) świat w swoim Rozkładzie jazdy na liniach autobusowych, okrętowych, kolejowych i lotniczych, w swojej wersji schulzowskiej Księgi czy borgesowskiej książki-labiryntu, chociaż być może była to próba stworzenia owej słynnej mapy, pokrywającej całe królestwo… Ten oto Edward Sam wyruszył z małą walizką. Był gotów do walki. Ale rzeczywistość getta go pokonała:

Z trudem go poznawałem. […] Pojąłem z goryczą, że w chwili gdy los przeznaczył mu rolę sprawiedliwego i ofiary, gdy pozwolił mu wystąpić na tle kulis przedstawiających pustelnię, ojcu nagle zabrakło odwagi, zmienił swój mesjanistyczny program i całkowicie zobojętniał na sprawy wyższego rzędu. Kto wie, może nawet wróci do teizmu? […] To złożenie broni, to pogodzenie się z rzeczywistością i pragnienie powrotu do domu zupełnie go zdegradowały – wyglądał ja kandydat na rabina. Nie mogłem się doczekać, żeby stamtąd wyjść, nie patrzeć już na to16.

Alois Woldan, podkreśla, że rolę i znaczenie Żydów, tak samo jak monarchię habsburską, doceniono dopiero post factum17. Dopiero ich zagłada, zniknięcie ich kultury, ich sposobu handlu, ich języka, uzmysłowiło wielu ludziom, jak wielka była to strata. Wtedy stali się częstszymi bohaterami książek – sentymentalnych powrotów do czasów sprzed II wojny światowej. Żydzi o kilkanaście lat przeżyli najprzychylniejszą sobie „ojczyznę bezpaństwowców“, stali się niejako symbolem tej dawnej Europy Środkowej utożsamianej z Cekanią:

Nie będzie już, dziś już nie ma Żydów na obszarze byłych Austro-Węgier, ich, którzy, zawsze lojalni, roznosili po całej monarchii swą ruchliwą krzątanina, językiem wyrosłym na naszej mowie – ducha wspólnoty, osnuwali jakby siecią kraje podwójnej, wielojęzycznej i pstrokatej mojej dawnej ojczyzny – siecią nie tylko języka, lecz i cywilizacji, nie byli właściwie ani czescy, ani węgierscy, ani galicyjscy – byli – oni jedyni austro-węgierscy, czarno-żółci i cesarscy, byli najdoskonalszym uosobieniem przeszłości, od której, gdy się rozpadła w gruzy – odszedłem […]18.

Karolina Pospiszil
11. W „bratnim“ uścisku
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13 14

Mohlo by vás z této kategorie také zajímat