Zbieranie fragmentów, czyli literackie egzystencje Europy Środkowej

13. Międzymorska maszyneria

Centrum to obszar międzymorza. To Europa rzek i dorzeczy: Łaby, Wełtawy, Wisły, Odry, Dniestru oraz Ojca Rzek – Dunaju. Lecz choć przepływa on przez niemal cały obszar Europy Środkowej, nie jest morzem, ale jedynie małą przerwą w kontynencie, zaledwie namiastką, wspomnieniem po niegdysiejszym Morzu Panońskim, z którego wyłoniła się Europa Środkowa. Ta część kontynentu jest więc odwróconą Atlantydą, odzyskanym mitem. Starożytna kraina utonęła w głębinie, a nowa pojawiła się, gdy morze odpłynęło Dunajem1. Nowa kraina jest spokojna, nie nękana trzęsieniami ziemi, tornadami. To właśnie beznamiętna kraina „płaskich stóp“ i „stojącej wody“. Jeśli zdarza się tu nieszczęście, to zwykle z winy człowieka.

Zresztą sami ludzie mieszkający tutaj poddają się płaskości lądu, przeciętności krajobrazu, spokojnemu nurtowi leniwych rzek. Środkowoeuropejczyk to człowiek kontynentalny, Kyselak opisany przez Claudio Magrisa. Człowiek, który się broni przed życiem, historią, innymi, także przed sobą. Którego stać tylko na małe gesty i czyny. Kyselak był urzędnikiem na dworze cesarskim w początkach XIX wieku, uwielbiał piesze wycieczki wzdłuż Dunaju. Jak każdy chciał zostawić po sobie coś trwałego, dotknąć wieczności. Ale jako istota kontynentalna mógł jedynie niezmywalną farbą wypisywać swój autograf na skałach i murach, choć lepiej byłoby gdyby pisał chociaż imię cudze lub niezrozumiałe słowo. Nie mógł wyjść poza siebie, bo żeby […]umieć być Nikim, jak Ulisses, potrzeba prawdopodobnie morza2. Pożerała go wszechobecna przeciętność – zarówno krajobrazu, jak i ludzi. Otwartym pozostaje pytanie, czy była ona faktycznie wynikiem oddziaływania krajobrazu, czy naprawdę ten pejzaż środkowoeuropejski jest […]elementem mentalności3 tubylców czy może jest ona wytworem monarchii habsburskiej, wychowującej swoich obywateli w duchu przeciętności… i to przez długi czas…? Karol Józef von Trotta i jego koledzy z mieszczańskich domów już od najmłodszych lat byli uczeni, żeby nie pragnąć niczego więcej niż spokojnie przebiegającej kariery wojskowej czy urzędniczej, z kolei szkoła kadetów sprawiła, że wyrośli na nieszkodliwie przeciętnych, i to wychowanie obezwładniało ich tak bardzo, że nie byli w stanie bronić się przed siłą krajobrazu, zepsucia, rozpadu, które coraz bardziej panoszyły się w c.k. Austrii, zwłaszcza na jej rubieżach. Młodzi i starsi podoficerowie i oficerowie przesiąkali atmosferą prowincji, poddawali się senności i beznadziei, a zapomnienia szukali w hazardzie i mocnej wódce4. Podobnie zresztą oddziaływały wygody spokojnego mieszczańskiego, a najczęściej także urzędniczego, życia. Ten dyskretny urok biedermeieru zagnieździł się na dobre w Środkowoeuropejczykach i tkwi w nich do dziś, rodząc, jak pisze Drago Jančar pewien styl, który sam staje się dla siebie celem, styl permanentnej negacji i lekceważenia5; co prawda mówi o Słoweńcach, ale wydaje się, że ma na myśli większość Środkowoeuropejczyków, większość małych narodów o, jak to pisał Patočka, małej historii. Słoweński pisarz twierdzi, że ów styl zrodził się z poczucia prowincjonalności, znajdowania się na krańcach upragnionego, innego świata i – przede wszystkim – znikomego dla tego świata znaczenia, że przejawia się w zainteresowaniu wyłącznie swoimi sprawami, w lekceważeniu czy nawet niechęci do Innego, zwłaszcza Innego zainteresowanego tą prowincją; widoczny jest w lenistwie, wymigiwaniu się od wysiłku intelektualnego, braku zainteresowania światem6. Być może ma rację. Przecież nawet tutejsze szaleństwo, weźmy na przykład Edwarda Sama z Ogrodu, popiołu Danilo Kiša, nie jest szaleństwem w pełni, wyziera spod niego jakiś rodzaj niepewności, niechęci czy lenistwa. Jest szaleństwem niedokończonym i przejściowym, szaleństwem dla innych, dla znalezienia się w centrum uwagi. Przecież w obliczu największej próby Sam rezygnuje ze swojej wyjątkowości, a po wojnie prowadzi, jak można przypuszczać, zupełnie zwyczajne życie.

Josef Kroutvor jako dwóch modelowych Środkowoeuropejczyków wymienia Szwejka i Józefa K. Oboje są uwięzieni w pewnych rolach. W zasadzie u obu widać tę ortopedyczną wadę środkowoeuropejskiej mentalności, która wykoślawia nie tylko chód, ale i myślenie7. Szwejk to c.k. człowiek, chcący sobie poradzić z nieprzyjazną historią i absurdalną rzeczywistością za pomocą gorzkiego dowcipu i anegdoty; jest silny, bo wywodzi się z ludu, czuje jego moc. Z kolei Józef K. to będący w mniejszości, a więc niezbyt poważany i – co ważniejsze – zupełnie nie brany przez nikogo pod uwagę, inteligent reprezentujący ostatnie stadium urzędniczej kariery; jego śmierć jest symbolicznym końcem ery urzędników i początkiem panowania działaczy8. Józef K. i Szwejk, Szwejk i Józef K. Dwa środkowoeuropejskie typy. Czy mogli się spotkać, czy zrozumieliby się? Lub czy chociaż zdołaliby się nawzajem zauważyć? Karel Kosík9 sugeruje, że mogłoby to być możliwe – w końcu oboje przechodzili w asyście strażników przez ten sam praski most – most Karola… Owszem, szli po nim o różnych porach, ale odrzucając czasowe ograniczenia – spotkali się i, zdaniem czeskiego badacza, spojrzeli na siebie, ale było to vidění, které nepoznává – spojrzenie, które nie poznaje. Pochodzili z różnych światów, chociaż z tego samego miejsca na Ziemi.

Jest jednak coś, co ich łączy – to podejmowane przez nich próby funkcjonowania we wrogiej, absurdalnej nieraz rzeczywistości, próby jeśli nie walki z, to chociaż biernego oporu przed Wielkim Mechanizmem i nieważne, czy jest nim biurokracja cierpiąca na hipertrofię, rządowa administracja czy historia. Józef K. padł ofiarą maszynerii, Szwejk nie mógł bez niej żyć. O bohaterze Procesu wiele się mówiło i mówi nadal, ale Szwejka przez wiele lat lekceważono, uważano za nieszkodliwego żartownisia, a samo dzieło Haška bardziej za zbiór anegdot niż gorzką opowieść o niełatwym życiu w tym regionie. Karel Kosík był jednym z pierwszych, którzy zaprotestowali przeciwko takiemu traktowaniu dobrego żołnierza10. Przecież pod śmiechem zawsze tu kryje się tragedia, ale czytelnik odsuwa ją od siebie, nie chce przyjąć jej do wiadomości11.

Wracając jednak do Mechanizmu, który był gwarantem istnienia Szwejka takiego, jakiego znamy… Trudno sprecyzować, czym on jest, łatwiej może powiedzieć, w czym się przejawia:

Mechanismus přizpůsobuje člověka svým potřebám, předpisuje mu svou logiku a vnucuje mu určité chování. Mechanismus se objevuje jako anonymní moc organizující lidi do pluků, batalionů, armád a transportující je na frontu. Železná disciplina, organizovanost a pořádek je stejně důležitým znakem mechanismu jako chaos a nesmyslnost12.

Mechanizm, ta absurdalna siła, stara się sobie podporządkować wszystkich, nadać im swoje tempo, swój ruch, swój porządek, numer, miejsce w spisie ludności. Chce zredukować człowieka do rzędu cyfr, liter, do rzeczy. Szwejkowską walkę z mechanizmem, walkę za pomocą śmiechu, parodii czy nawet przeciwstawienia się nazywa Kosík švejkovstím. Z kolei kafkovština to także absurdalny, ale różny od haškowskiego, świat – jest to przestrzeń ludzkich myśli i działań, ale przestrzeń wroga i straszna, unieruchamiająca człowieka. To mechanizm przypominający sieć biurokratycznych maszynerii, zreifikowanych tworów, to svět bezmocnosti člověka ve zvěcněné, odcizené skutečnosti13. W takim świecie człowiek Kafki, uwięziony w maszynerii jak w labiryncie bez wyjścia, szuka prawdy, ale to nie on decyduje o tym, czy ją znajdzie, sam nawet nie decyduje o swoim życiu. W najlepszym wypadku może uda mu się zbudować schron… Józef K. i Szwejk żyją w podobnym, odhumanizowanym świecie, ale Hašek, jak zaznacza czeski badacz, pokazuje, że człowiek może być nie tylko przedmiotem, ale też producentem urzeczowienia, że może się przed nim obronić.

Karolina Pospiszil
14. Podróbka psuje się szybciej
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 11, 12, 13, 14
10 Żołnierza, nie wojaka. Czeskie słowo voják oznaczające żołnierza, nie ma w czeszczyźnie takich konotacji, jak w języku polskim. Utrwalony w Polsce, dzięki przekładowi P. Hulki-Laskowskiego, wizerunek Szwejka jest daleki od tego, jak go przedstawił Hašek. Obecnie na rynku polskim obecne są trzy tłumaczenia dzieła Haška – żadne nie wolne od błędów, jednakże najbliższy oryginałowi pozostał A. Kroh. Zob.: J. Hašek: Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Przeł. P. Hulka-Laskowski. Warszawa 2003. J. Hašek: Dole i niedole dzielnego żołnierza Szwejka podczas wojny światowej. Przeł. J. Waczków. T.1 – T.4. Warszawa 1991. J. Hašek: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej. Przeł. A. Kroh. Kraków 2010. O poprzednich tłumaczeniach i kontekście ich powstawania ciekawie pisze A. Kroh: Tenże: Od tłumacza. W: J. Hašek: Losy dobrego żołnierza Szwejka…, s. 5-15.

Mohlo by vás z této kategorie také zajímat