Tradycja Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Krośnie w latach 1961–1965 i jej ocena z dzisiejszej perspektywy

Wojciech Gorczyca

Pierwsze gniazdo Sokoła powstało 5 marca 1862 roku w Pradze. Założycielami byli Miroslav Tyrš i Jindřich Fügner. Celem Sokoła miało być podnoszenie sprawności fizycznej i duchowego morale w tym rozbudowywanie ducha narodowego. Idee Towarzystwa Gimnastycznego Sokół stały się w niedługim czasie wzorcem dla innych krajów słowiańskich (Słowenia 1863; Polska 1867; Chorwacja, Serbia 1894; Macedonia, Słowacja 1905). Sokół miał zatem charakter panslawistyczny.

Sokół w Czechach został rozwiązany po agresji niemieckiej w 1938 roku (w Polsce w 1939 r.). Po II wojnie światowej został reaktywowany w 1948 roku i ponownie rozwiązany przez komunistów po Praskiej Wiośnie, tj. w 1968 roku. Został, podobnie jak w Polsce, reaktywowany w 1990 roku.

Prekursorami, jeśli chodzi o rozwój sportu i odejście od wojskowej tradycji ćwiczeń fizycznych okazali się Czesi. Ich Sokół miał charakter przede wszystkim sportowy i był związany z rozwojem umysłowym człowieka. Miroslav Tyrš jako profesor Uniwersytetu Karola, historyk i krytyk, syn lekarza, był twórcą metody gimnastyki sokolej. Chodziło mu przede wszystkim o poprawę sprawności fizycznej oraz podniesienie ogólnego poziomu wykształcenia ludzi dorosłych. W tym sensie idee Tyrša można odnosić do tradycji starożytnych Greków, którzy starali się osiągnąć doskonałość jednocześnie na polu sportowym, intelektu i sztuki. Rywalizowano nie tylko na polu sportu – również w zawodach poetyckich, muzycznych, rzeźbiarskich i malarskich. Towarzystwo Gimnastyczne Sokół nawiązywało do tej tradycji, organizując spotkania towarzyskie, spektakle teatralne, wycieczki turystyczne. Istotnym dla rozumienia idei olimpijskiej starożytnych Greków było przesłanie: Guothi santon (Poznaj samego siebie). Chodziło zarówno o poznanie duchowe, jak i o poznanie własnego ciała oraz jego możliwości (GORCZYCA, 2004, s. 64–65).

Sądzi się, że źródeł Sokolstwa należy doszukiwać się w wojnach napoleońskich, szczególnie zaś w fakcie związanym z utratą przez Królestwo Szwecji niemal połowy terytorium dzisiejszej Finlandii (w wyniku przegranej wojny Szwecji z Rosją). Wiąże się to z wejściem do obozu antynapoleońskiego króla Gustawa IV Adolfa oraz zawarciem przez Napoleona i cara Aleksandra I traktatu w Tylży (1807 r.), kiedy to Szwecja pozostała w całkowitej izolacji politycznej. To wówczas Aleksander I zaatakował w lutym 1808 roku Szwecję w celu podbicia Finlandii. Z inspiracji Napoleona w marcu 1808 r. do wojny przystąpiła także Dania (BACZKOWSKI, 2006, s. 364–365). Ma to również związek z porażkami armii pruskiej z wojskami napoleońskimi (np. bitwa pod Auerstädt oraz Jeną w wojnie między Francją i Prusami, która wybuchła 9. 10. 1806 r.).

Dlatego też w Szwecji (także w Prusach) zaczęto szukać sposobu na odbudowanie morale narodu oraz przygotowanie rezerw wojskowych. Per Ling i jego syn Hjalmar (1820–1886 r.) w Szwecji oraz Ludwig Jahn (1778–1852) w Niemczech uznali, że połączenie wychowania patriotycznego oraz gimnastyki spełnia obydwie funkcje. Skandynawowie stworzyli system gimnastyki szwedzkiej, Niemcy wprowadzili swój typ ćwiczeń do szkół. Dodam, że Jahn wprowadził do ćwiczeń gimnastycznych drążek i poręcze równoległe.

Sokół polski łączył dwie tradycje: czeską oraz szwedzką i niemiecką, tj. związaną z rozwojem sportu i oświaty oraz przygotowywaniem rezerw wojskowych. Przykładem tego rodzaju mariażu są Legiony Józefa Piłsudskiego – szczególnie zaś profil wyższych uczelni sportowych w Polsce międzywojennej. Wystarczy przypomnieć, iż ułanów rotmistrza Zbigniewa Dunina–Wąsowicza, szarżujących pod jego dowództwem na okopy rosyjskie pod Rokitną (13. 6. 1915 r.), określa się jako akademików i sportowców. Korzystali oni z koni pielęgnowanych wcześniej w stajniach Sokoła na ul. Oleandrów w Krakowie i galopujących po położonych nieopodal Błoniach (GORCZYCA, 2018, s. 67–80).

Pierwsze gniazdo Sokoła powstało w Polsce we Lwowie w 1867 roku na wzorcach Sokoła czeskiego. Towarzystwo hołdowało ideom olimpijskim , co wyrażało m.in. motto: „W zdrowym ciele zdrowy duch.” Deklarowanymi celami Sokoła były: pielęgnowanie gimnastyki, budzenie ducha narodowego i obywatelskiego, szerzenie oświaty.

Celem nadrzędnym Sokoła pozostawał wszakże rozwój fizyczny i duchowy młodego pokolenia Polaków, zdolnego w przyszłości do walki o wolność narodu. Program ćwiczeń zawarty w statucie tej organizacji opierał się na gimnastyce, która odgrywała dominującą rolę w programie ćwiczeń fizycznych. Propagowano również sporty o znaczeniu utylitarnym: jazdę konną, kolarstwo, pływanie, zapasy i szermierkę. Zawarta w statucie Sokoła idea walki o wolność narodu, zmaterializowana w działalności Legionów Józefa Piłsudskiego, uległa określonej transformacji w okresie międzywojennym, jeśli chodzi o profil wyższych szkół sportowych. Istotny jest tutaj rok 1927. W tym właśnie roku Dyrektor Centralnej Szkoły Gimnastyki i Sportów w Poznaniu, płk. dr Władysław Osmólski wystąpił z projektem wyższej szkoły zawodowej, mającej kształcić nauczycieli wychowania fizycznego dla szkół wojskowych. Projekt zaakceptował Marszałek Józef Piłsudski. Kamień węgielny pod budowę Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego (CIWF) położono w 1928 roku (Bielany, 73 ha) w 10. rocznicę odzyskania Niepodległości. Od 1936 roku studia przedłużono do 3 lat. 23 sierpnia 1939 roku Centralny Instytut został przekształcony w wojskową szkołę akademicką (Akademia Wychowania Fizycznego im. Józefa Piłsudskiego). Wtedy też uczelnia uzyskała prawo nadawania stopni magisterskich (Historia uczelni – AWF). Nie był to jedyny profil wyższych szkół wojskowych w Polsce międzywojennej. W Krakowie przy Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1927 roku utworzono 3–letnie Studium Wychowania Fizycznego. AWF w Poznaniu natomiast wyrosła z tradycji Katedry Higieny Szkolnej i Wychowania Fizycznego, powołanej w 1919 roku.

Tradycja Sokoła oraz „uwojskowiony” profil przedwojennych szkół wychowania fizycznego przejawiły się niewątpliwie w działalności pedagogicznej kpt. Juliana Bronisława Müllera (1901–1969) jako nauczyciela wychowania fizycznego w Liceum Ogólnokształcącym im. M. Kopernika w Krośnie. W latach 1961–1965 Bronisław Müller był również moim wychowawcą. Dodać wypada, iż z Krosnem związał się już przed II wojną światową jako nauczyciel wychowania fizycznego w krośnieńskim gimnazjum. We wrześniu 1939 roku dowodził (w stopniu porucznika) I plutonem wchodzącym w skład I kompanii Batalionu OW „Krosno” walczącej w składzie III Brygady Strzelców Górskich.

Istotna jest, jeśli chodzi o życiorys Juliana Bronisława Müllera, jego działalność jako żołnierza Armii Krajowej. Kpt. Müller, ps. „Mierzanowski”, był dowódcą Grupy Dywersyjnej Związku Walki Zbrojnej Obwodu Krosno. Zorganizował na terenie Krosna i lotniska siatkę wywiadowczą. W połowie 1943 roku nastąpiła liczna fala aresztowań. Gestapo aresztowało, osadziło w więzieniu w Jaśle wielu ludzi z Kedywu, w tym m.in. szefa Kedywu na okręg krośnieński, kpt. Juliana Bronisława Müllera. W wyniku wielce spektakularnej akcji „Pensjonat”, przeprowadzonej 5 sierpnia 1943 roku, więźniowie zostali uwolnieni.

Pomnikową prawie postać kpt. Bronisława Müllera, jeśli chodzi o jego przeszłość z II wojną światową związaną, nie jest łatwo odnieść do jego działalności jako nauczyciela wychowania fizycznego w latach 1961–1965. Określone kłopoty mogą mieć związek z odbrązawianiem tej postaci. Postaram się dokonać oceny jego działalności jako nauczyciela wychowania fizycznego, któremu bliskie były ideały Sokoła, z perspektywy swego doświadczenia jako nauczyciela wychowania fizycznego w latach 1969–1982 (GORCZYCA, 2009, s. 57–58).

Czy jestem do tego uprawniony? Czy posiadam odpowiednie kwalifikacje, skoro mam tytuł profesora nauk humanistycznych? Myślę, że tak. Swoje kwalifikacje jako nauczyciel wychowania fizycznego zdobywałem na zajęciach kursu instruktorskiego lekkiej atletyki (1972 r.) oraz kursu instruktorskiego piłki koszykowej (1978 r.), prowadzonych we wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Zaliczałem konkurencje lekkoatletyczne, pisałem prace z anatomii i biomechaniki, ponadto na przełomie lat 70. i 80. uczestniczyłem w konsultacjach prowadzonych przez pracowników naukowych AWF we Wrocławiu. W latach 1978–1982 pełniłem funkcję sekretarza Szkolnych Klubów Sportowych na terenie gminy Kąty Wrocławskie. Organizowałem sport szkolny, współpracowałem z Zarządem Wojewódzkim Szkolnego Związku Sportowego we Wrocławiu, klubem „Juvenią” działającym przy II Liceum Ogólnokształcącym (usportowionym) we Wrocławiu oraz mgr Alfredem Misiewiczem, który wprowadził do srebrnej sztafety olimpijskiej (4x400 m) w Montrealu Ryszarda Podlasa. W kształceniu młodzieży jako nauczyciel wychowania fizycznego osiągałem niezłe rezultaty. Moi uczniowie zdobywali np. mistrzostwo województwa wrocławskiego w dwóch konkurencjach lekkoatletycznych: kuli młodzików (wiek 14–15 lat, ciężar kuli, 5 kg) z wynikiem 13,10 cm – był to w 1978 roku 4 wynik w Polsce – oraz skoku wzwyż dzieci starszych (dziewczęta w wieku 12–13 lat) z wynikiem 1, 45 cm. W roku 1981 moi uczniowie (młodzicy i chłopcy w przedziale wiekowym 12–13 lat) zakwalifikowali się do półfinałów mistrzostw województwa wrocławskiego w koszykówce (GORCZYCA, 2009, s. 64–65, 72). Organizując lekcje wychowania fizycznego, starałem się angażować wszystkich uczniów, preferując zdynamizowany sposób prowadzenia zajęć. Nigdy nie uzależniałem, jak wielu nauczycieli, oceny od osiągniętego przez ucznia wyniku. Istotne było przede wszystkim jego zaangażowanie, a to w dużej mierze zależało od atrakcyjności przygotowanych ćwiczeń i dostosowania ich do indywidualnych możliwości ucznia.

Muszę stwierdzić, iż moja działalność jako nauczyciela wychowania fizycznego i organizatora sportu na terenie gminy Kąty Wrocławskie została wysoko oceniona przez Zarząd Wojewódzki Szkolnego Związku Sportowego, Kuratora Oświaty i Wychowania oraz metodyka wychowania fizycznego. Otrzymałem za nią nagrodę indywidualną Kuratora Oświaty we Wrocławiu oraz nagrodę Ministra Oświaty III stopnia. Wszystko to przyczyniło się m.in. do przyznania mi w 1988 roku medalu Zasłużony dla miasta Wrocławia i województwa wrocławskiego.

Jak prowadził lekcje wychowania fizycznego w Liceum Ogólnokształcącym im. M. Kopernika w latach 1961–1965 Julian Bronisław Müller, jak organizował sport szkolny? Jak w swej pracy jako nauczyciel wychowania fizycznego i wychowawca młodzieży jednocześnie realizował program Sokoła, z którym zetknął się w okresie międzywojennym? Jaki był jego stosunek do uczniów będących zawodnikami klubu sportowego „Karpaty” Krosno?

Baza sportowa liceum w tym czasie była więcej niż skromna. Znajdowała się tutaj niewielka sala gimnastyczna z drabinkami, kilkoma materacami, koniem gimnastycznym i kozłem gimnastycznym. Na zewnątrz było szutrowe boisko do gry w piłkę siatkową oraz takowe do gry w koszykówkę. Konkurencje lekkoatletyczne (skok wzwyż, skok w dal, rzut dyskiem, bieg na 800 metrów) zaliczaliśmy na obiektach sportowych „Krośnianki” – klubu sportowego o tradycjach przedwojennych. W okresie zimowym w klasie 10. i 11. raz w tygodniu wychowawca prowadził w klasie pogadanki. Wówczas do sali gimnastycznej nie schodziliśmy.

Formalnie rzecz biorąc, Julian Bronisław Müller nie prowadził lekcji wychowania fizycznego (z wyjątkiem gimnastyki). Na lekcji w sali gimnastycznej występował zawsze w czarnych skórzanych półbutach, ciemnym garniturze oraz koszuli z krawatem. Na zewnątrz, np. w przypadku lekkiej atletyki, miał dodatkowo na głowie zielony kapelusz z piórkiem (tyrolski), co potwierdzało jego stare pasje myśliwskie. Jeśli chodzi o lekcje gimnastyki, to były one inspirowane gimnastyką szwedzką. W przekroju całego roku tych lekcji było najwięcej.

Gimnastyka szwedzka cechowała się, jak wiadomo, ruchami powolnymi. Ćwiczenia były mało dynamiczne, posiadały dużo elementów statycznych, prowadziły często do napinania określonych partii mięśniowych. Prowadzenie tego typu gimnastyki nie wymagało posiadania specjalnych przyrządów. Charakterystycznymi na lekcjach w tym zakresie ćwiczeniami były np.: opad w przód w niewielkim rozkroku z dłońmi położonymi na barkach i ramionami przyciśniętymi do tułowia; wspięcie na palcach z ramionami utrzymanymi w poziomie, zejście do przysiadu podpartego, przewrót w przód do pozycji stojącej. Na drabinkach, oprócz podciągania z pełnego zwisu, jednym z częściej stosowanych ćwiczeń była próba utrzymania się w zwisie na jednej ręce bokiem do drabinek jak najdłużej. Każda lekcja rozpoczynała się biegiem wokół sali przy otwartych oknach (około 10 min.), według zasady „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Bieg był przeplatany chodem na palcach. W ciągu 4 lat Julian Bronisław Müller na lekcjach nie wprowadzał nowych ćwiczeń. Nie wprowadzał też ćwiczeń na przyrządach. W ramach działalności Szkolnego Klubu Sportowego prowadził sekcję gimnastyczną (należało do niej dwóch uczniów z mojej klasy) oraz szermierczą (należał do niej jeden uczeń z mojej klasy). Znany był przede wszystkim jako dobry szermierz. Gimnastyka i szermierka były, jak wiadomo, dwoma najbardziej honorowanymi w Sokole konkurencjami.

Lekcji z zakresu gry w piłkę siatkową i koszykową, jak wspomniałem, nie było. Na boisku występowali tylko ci, którzy nauczyli się grać w siatkówkę w szkole podstawowej. Reszta klasy podpierała ściany, ściślej ogrodzenie z siatki znajdujące się na dość niskim murze. Kiedy zbliżaliśmy się do boiska (a z reguły była to ostatnia lekcja) dał się słyszeć dość donośny głos wychowawcy: „Łamagi pod ścianę, reszta grać!” W rozgrywkach o mistrzostwo LO moja klasa „B” zdobyła wicemistrzostwo szkoły w roku szkolnym 1962/1963 oraz mistrzostwo w latach 1963/1964 i 1964/1965. Na boisku występowało tylko 5 uczniów, spośród trzydziestu paru w klasie. Punkty zdobywało przede wszystkim trzech – wśród nich ja.

Pogadanki prowadzone przez wychowawcę traktowały m. in. o sprawach sportu, rozumianego jako amatorski (nie kwalifikowany), niesprzyjający robieniu kariery finansowej i nieprowadzący np. do przerostu masy mięśniowej. Było to zgodne z programem Sokoła, który odrzucał pojęcie tępej siły. Niektórych dyscyplin sportowych wychowawca nie lubił i mówił o nich z lekceważeniem. Były to piłka nożna i podnoszenie ciężarów. Lekceważąca opinia, jeśli chodzi np. o podnoszenie ciężarów, była nie do przyjęcia w czasach, kiedy Waldemar Baszanowski, wszechstronnie utalentowany sportowiec, pracownik naukowy warszawskiej AWF zdobył złoty medal olimpijski na Igrzyskach w Tokio w 1964 roku w podnoszeniu ciężarów w wadze lekkiej a Edmund Piątkowski, „Biały Anioł”, rekordzista świata w rzucie dyskiem, nie unikał podnoszenia ciężarów (podrzut 170 kg) i startował w zawodach. Opinia o piłce nożnej, z kolei, nawiązywała do tradycji wczesnego Sokoła, który uważał tę dyscyplinę sportu za rozrywkę plebsu. Wiele miejsca w czasie pogadanek Bronisław Müller poświęcił Zbyszkowi Cyganiewiczowi, który był dla niego idolem, jeśli chodzi o harmonię ciała (właściwie: Jan Stanisław Cyganiewicz, Zbyszko to pseudonim wzięty z Krzyżaków Henryka Sienkiewicza – Zbyszko z Bogdańca). Zbyszko Cyganiewicz rozpoczynał swą karierę w ognisku Sokoła w Stanisławowie (jakiś czas ćwiczył później w ognisku Sokoła w Krakowie). Trudno zgodzić się ze stanowiskiem mojego wychowawcy. Zbyszko Cyganiewicz nie stronił od pieniędzy. Cała jego kariera jest związana z poszukiwaniem dużych pieniędzy. Był najbogatszym sportowcem polskim okresu międzywojnia. Duże pieniądze przyniósł mu wrestling i wolnoamerykanka. Jeśli chodzi o jego fizis, to trudno podziwiać sylwetkę mężczyzny, który przy wzroście 1,73 cm ważył 106 kg. Fakt, że Zbyszko Cyganiewicz rozpoczynał swoją karierę zapaśnika w ognisku Sokoła w Stanisławowie i to, że mój wychowawca znał jego karierę, pozwala przypuszczać, iż był przybyszem z Kresów. Świadczy o tym również jego sposób mówienia, np. redukcja samogłosek („Wojtyk” zamiast Wojtek, Ty – „chłopi”… zamiast Ty – chłopie …, Ty, „idyjoto”… zamiast Ty, idioto…, śpiewny akcent itp.). W czasie pogadanek Julian Bronisław Müller nie nawiązywał w ogóle do współczesnych ważnych wydarzeń sportowych, a było ich sporo, jeśli chodzi o polską szermierkę (np. złoty medal Egona Frankego we florecie i srebrny medal we florecie męskim drużynowo na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 1964 r.), również polską lekkoatletykę (np. znakomite występy Ireny Kirszensztein, później Szewińskiej), srebrny medal męskiej sztafety 4x100m na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio, koszykówkę, np. wicemistrzostwo Europy reprezentacji Polski w 1963 roku we Wrocławiu. Wracał myślami do czasów przedwojennych, w nich szukał wzorców. Był wrogo usposobiony wobec systemu komunistycznego. Nie miał najlepszego stosunku do faktu, że jego uczeń reprezentował barwy klubu sportowego „Karpaty” Krosno. Często wprowadzał ostrą dyscyplinę. Na pewno nie traktował ucznia jako podmiotu procesu dydaktycznego. Na lekcjach gimnastyki interesował go typ estetyczny gimnastyki szwedzkiej, tj. taki, kiedy ćwiczący wykonuje ruchy z inicjatywy drugiego i przede wszystkim dla jego zadowolenia. Zadowolenie przejawiające się w głośno artykułowanej pochwale można było usłyszeć z jego ust bardzo rzadko. Znana w pedagogice tzw. czynna interwencja, stosowana przez Bronisława Müllera w wypadkach określonej niesubordynacji jego uczniów, rozszczepiała, takie jest dzisiaj moje zdanie, psychikę ucznia na część posłuszną i oporną. Natomiast dyskretny wpływ na osobowość ucznia posiada, jak wiadomo, siłę jednoczącą, spajającą (READ, 1976, s. 325). Tego rodzaju wpływ można było obserwować u mojego wychowawcy niezmiernie rzadko.

Koszykówka w klubie sportowym „Karpaty” Krosno powstała w 1960 roku. Wiele dla popularyzacji tej konkurencji sportowej w środowisku krośnieńskim zrobił mgr wychowania fizycznego Andrzej Mosoń, późniejszy nauczyciel wychowania fizycznego w Technikum Elektrycznym w Turaszówce – dzisiaj Krosno – wsi, w której mieszkałem w latach 1954–1965. Drużyna, w okresie kiedy byłem uczniem Liceum Ogólnokształcącego im. M. Kopernika w Krośnie, grała w lidze okręgowej (w sezonie 1962/1963 zajęła piąte miejsce). W drużynie tej jako siedemnastolatek wystąpił w sezonie 1963/1964 mój kolega z klasy „B”, Jacek Mosoń, najmłodszy brat Andrzeja. Kibicowałem Jackowi i drużynie „Karpat” podczas meczu z „Polonią” Przemyśl w 1964 roku. Wynik meczu otworzył Andrzej Mosoń, kapitan drużyny, rzutem z dystansu. Mecz był niezmiernie emocjonujący. Wygrały „Karpaty” – bodajże czteroma punktami. Było to zwycięstwo, którego nie przewidywaliśmy, jakkolwiek nieźle zdzieraliśmy sobie gardła. Na ile cenne było to zwycięstwo, wystarczy przywołać pewne dane dotyczące klubu „Polonia” Przemyśl. Koszykówka w Przemyślu powstała w połowie lat 20. XX. wieku. Z „Polonii” wyszli tacy koszykarze jak Bohdan Likszo i Wiesław Langiewicz, przyszli zawodnicy „Wisły” Kraków i reprezentanci Polski. W 1958 roku „Polonia” weszła do II ligi. W następnym roku spadła z niej. Od 1963 roku przemyślacy grali w lidze okręgowej i w 1964 r. spotkali się w Krośnie z drużyną braci Mosoniów.

Fakt, że Jacek został zawodnikiem klubu sportowego nie znalazł uznania w oczach Juliana Bronisława Müllera. Wręcz odwrotnie. Inicjatywa Jacka spotkała się z krytyką. Został nazwany „klubowcem”. Na swój sposób Jacek był dyskryminowany. Wychowawca zabronił mu grać w składzie mojej klasy „B” uczestniczącej w mistrzostwach LO w koszykówce, rozgrywanych jesienią 1964 roku. Jacek nie mógł się z tym pogodzić. Jego umiejętności i ciężka praca nie mogły zostać wykorzystane dla dobra klasy.

Muszę podkreślić, że Jacek był bardzo dobrym uczniem, wszechstronnie uzdolnionym. Nie stronił od zajęć pozalekcyjnych. Po lekcjach uczył się dodatkowo języka angielskiego. Uczył się nawet grać na trąbce (całkiem nieźle mu szło). W 10. klasie miał już ściśle zaprogramowany cel. Studiować w Akademii Ekonomicznej i grać w koszykówkę. Zimą 1964/ 1965 roku przyjeżdżał, bywało, do Turaszówki (skłaniałem go do tego), pograć w kosza w sali gimnastycznej nowo otwartej Szkoły Specjalnej, gdzie wychowanie fizyczne prowadził absolwent krakowskiej AWF.

Czas nauki w szkole średniej w tym czasie charakteryzował się m.in. tym, że uczniowie brali udział w pracach społecznych na rzecz środowiska. W czerwcu 1964 roku, tuż przed zakończeniem roku szkolnego, starsze klasy LO im. M. Kopernika miały porządkować teren stadionu „Karpat”. Chłopakom mojej klasy i dziewczętom z klasy prowadzonej przez Lidię Müller, żonę kpt. Müllera wyznaczono odpowiedni teren między ławkami dla kibiców i skłoniono do usuwania chwastów. Był upalny dzień. Dziewczęta, które miały do oczyszczenia o wiele mniej terenu, skończyły stosunkowo wcześnie swoją pracę i siedziały w cieniu drzew, przyglądając się, jak nam kapie pot z czoła. Od czasu do czasu coś wykrzykiwały rytmicznie. Pobrzmiewała w tym śpiewie krzyku ironia. Jacek, który nieopodal mnie wycinał motyką chwasty, kilkakrotnie krzyknął, aby się uspokoiły. Kiedy to nie poskutkowało, wykrzyknął: – Cicho, k...! Po chwili przeszedł na inne miejsce. Po jakimś czasie podszedł do mnie wychowawca i stwierdził: – To ty, Wojtek, powiedziałeś to słowo. – To nie ja, odrzekłem. – A kto? – zapytał i dodał jednocześnie: – Jeśli nie powiesz kto, obniżę ci zachowanie. Odpowiedziałem, że nie wiem. Wychowawca nie zdążył jeszcze odejść, jak Jacek, słysząc naszą rozmowę, zbliżył się do nas w slipach z motyką w ręku. Podszedł do wychowawcy i stwierdził: – To ja to powiedziałem. Wychowawca szybko odszedł.

Jacek zachodził w głowę: – Czy obniży mi zachowanie na dobry czy na dostateczny? Kończyliśmy klasę 10. w LO im. M. Kopernika w Krośnie. Ocena dostateczna z zachowania w klasie 11. eliminowała ucznia ze startu na studia wyższe. Jacek bał się, że Bronisław Müller powtórzy mu tę ocenę na świadectwie ukończenia liceum. Mieliśmy cichą nadzieję, że na świadectwie 10. klasy, na którym powinna być u niego przewaga piątek, otrzyma ze sprawowania ocenę dobrą. W dniu rozdania świadectw Jacek siedział w ławce przede mną. Ja odebrałem świadectwo pierwszy, on niebawem po mnie. Kiedy usiadł w ławce i spojrzał na świadectwo, zauważyłem, że głowa mu opadła. – „Ma tróję ze sprawowania” – pomyślałem. Tak też się stało. Była to dla niego sytuacja tragiczna. Sytuacja tragiczna ukazuje pewną zamazaną antynomię pomiędzy złem popełnionym a złem doznanym, implikując dalekosiężne konsekwencje związane z ludzką winą i odpowiedzialnością. Paul Ricoeur ustala: „Zło, za które ponoszę odpowiedzialność, ujawnia początki zła, za które odpowiedzialności ponosić nie mogę” (Ricoeur, 2003, s. 399–400). […] różnice pomiędzy grzechem (przewiną) i złem doznanym zacierają się z chwilą, kiedy karą za popełnione przewinienia jest cierpienie i człowiek, będąc zarazem winnym, staje się ofiarą”.

Ricoeur ma rację. Zło Jacka ujawniło początki zła, za które odpowiedzialność powinien ponieść jego wychowawca. Obniżenie zachowania do oceny dostatecznej (formalnie dyskwalifikującej go w 11. klasie i zamykającej drogę na studia) w sytuacji, kiedy Jacek przyznał się do winy, wykazując się odwagą cywilną, był wyróżniającym się, jeśli chodzi o wyniki w nauce, uczniem klasy „B”, jest niewspółmierne do popełnionego przez niego na stadionie „Karpat” w czerwcu 1964 roku „przestępstwa”. Na taki stan rzeczy miał wpływ niewątpliwie również fakt jego gry w koszykówkę w klubie sportowym „Karpaty” Krosno. „Klubowców”, jak pisałem, wychowawca nie lubił.

Antoni Kępiński sądzi, że porządek normatywny w życiu człowieka jest ważny, lecz ze względu na to, iż człowiek jest istotą dynamiczną, decydującą rolę spełnia porządek uczuciowy (KĘPIŃSKI, 2012, s. 192). Opisana przeze mnie sytuacja na stadionie „Karpat” Krosno wskazuje na istotność porządku normatywnego, jaki starał się wprowadzać wychowawca klasy „B” i, z kolei, potwierdza moją ocenę Jacka jako kolegi uczuciowego, chłopaka koleżeńskiego, który, jeszcze raz to podkreślę, wykazał się odwagą cywilną. Porządek normatywny, jaki wprowadzał wychowawca w klasie i poza nią miał związek z pojęciem dyscypliny z wojskowego punktu widzenia określanego jako „narzucone posłuszeństwo wobec władzy z zewnątrz” (READ, 1976, s. 298–301). Dyscyplinę można wprowadzać dwoma metodami: bezpośrednią (stosowanie kar) i pośrednią (ustalanie pewnej formy niepodważalnego autorytetu). W wieku 17. i 18. lat ja i mój kolega z klasy, Jacek, ten rodzaj dyscypliny wewnętrznie odrzucaliśmy.

Julian Bronisław Müller jako nauczyciel wychowania fizycznego, traktując ideę olimpijską powierzchownie, dokonał swoistej redukcji systemu Sokoła, akceptując m.in. to, że wczesny „Sokół” z lekceważeniem odnosił się do piłki nożnej. System ów zapewne dobrze znał i dostosował go do swoich potrzeb nauczania w latach 50. i 60. XX wieku. To, co było dobre, być może rewelacyjne, w latach 30. w latach 60. trąciło myszką. Na tego rodzaju bazę nałożył z lekka wojskowy profil wychowania. Trzeba przyznać, że nasz wychowawca w latach 60. nie miał najlepszego zdrowia. Miał nadszarpnięty system nerwowy, do czego przyczyniła się wojna i działalność w Kedywie. Wniósł określone zasługi, jeśli chodzi o pracę w sekcji szermierczej działającej przy LO im. M. Kopernika w Krośnie. Był w stanie pomóc swoim uczniom, jak pomaga dowódca swoim żołnierzom. Bywało, że się uśmiechał. Zdarzało się to jednak rzadko.

Jego jeden z najlepszych uczniów i mój najlepszy kolega w klasie „B”, Jacek Mosoń, zrealizował swe plany życiowe, jakie przyjął w 10. klasie LO. W 1971 roku ukończył Wydział Inżynieryjno–Ekonomiczny Przemysłu w Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Do 1984 roku pracował w Zakładach Automatyki Przemysłowej ZAP S.A. w Ostrowie Wielkopolskim jako ekonomista, kierownik działu i dyrektor handlowy. W latach 1984–1991 był pełnomocnikiem Dyrektora ZAP na Niemcy (Lipsk). W latach 1991–1993 w Metronex Deutschland GmbH Berlin był ekspertem techniczno–handlowym. Jacek znał bardzo dobrze język niemiecki i nieźle angielski. Po powrocie do Ostrowa pracował w ZAP. Był dyrektorem handlowym w Zakładzie Elementów Automatyki. Doskonalił swe zawodowe kompetencje permanentnie. W 1997 roku zaliczył Studia Podyplomowe (Podstawowe zagadnienia z zakresu rachunkowości i finansów przedsiębiorstw) w Centrum Edukacji Ekonomicznej w Poznaniu. Wybór miejsca doskonalenia jest wielce symptomatyczny. Akademia Handlowa w Poznaniu uzyskała prawa nadawania tytułu magistra już w 1938 roku. Dyplom magistra nauk ekonomiczno–handlowych uzyskał tutaj w 1950 roku Jerzy Giedymin, późniejszy doktor filozofii, logik, uczony zajmujący się metodologią nauk, profesor tytularny nauk humanistycznych. Jerzy Giedymin egzamin dojrzałości zdał przed Tajną Komisją Egzaminacyjną w Krośnie (ZAMIARA, 1995, s. 9–12) – w mieście braci Mosoniów.

W tym samym roku Jacek ukończył kurs dla kandydatów rad nadzorczych i zarządów spółek organizowany we Wrocławiu a później, w 1999 roku, dwuletnie studium podyplomowe na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. W 2004 roku został powołany na stanowisko Członka Rady Nadzorczej w czteroosobowym składzie WODKAN– u, Przedsiębiorstwa Wodociągów Kanalizacyjnych.

W trakcie studiów i po ich ukończeniu Jacek realizował swoją życiową pasję. Grał w koszykówkę w AZS–ie Wrocław, a po przyjeździe do Ostrowa został zawodnikiem drugoligowego klubu Stal Ostrów Wielkopolski. Zdobyte kompetencje związane z zarządzaniem spółką, zakładem, przedsiębiorstwem oraz gra w klubie Stal Ostrów Wielkopolski spowodowały, że znalazł uznanie gremiów interesujących się sportem oraz życiem kulturalnym miasta. 7 lipca 1999 roku został Prezesem Sportowej Spółki Akcyjnej Ostrów Wielkopolski. Ze stanowiska Prezesa odwołano go już 1 stycznia 2000 roku. Jak wynika z przeprowadzonego z nim wywiadu, Jacek nie wprowadził do nazwy spółki słowa „Stal”. Wychodził bowiem z założenia (jego zastępca również), iż najistotniejsze jest tutaj miasto, jego życie kulturalne. Twierdził, że „Stal” jest udziałowcem Spółki, która ma za zadanie promować miasto – Ostrów Wielkopolski.

Mgr inż. Jacek Mosoń, z którym utrzymywałem kontakt 6 lat po maturze, zmarł nagle 17 sierpnia 2005. Jest pochowany z rodzicami na Cmentarzu Komunalnym w Krośnie.

Zdecydowałem się napisać ten artykuł o koledze Jacku Mosoniu oraz jego i moim wychowawcy z czasów licealnych, kpt. Julianie Bronisławie Müllerze, z dwóch powodów: (1) Chciałem podkreślić zasługi Czechów, jeśli chodzi o idee Sokoła, który był dziełem profesora Miroslava Tyrša i porównać je z polską ich realizacją przed I wojną światowa oraz w okresie międzywojennym. Jedną z wersji tej realizacji w Polsce jest Julian Bronisław Müller, nauczyciel wychowania fizycznego w LO im. M. Kopernika w Krośnie, znany przede wszystkim jako żołnierz Armii Krajowej i szef Kedywu okręgu krośnieńskiego.

(2) Chciałem przybliżyć czytelnikom czasopisma „Proudy” sylwetkę mojego kolegi, który osiągnął wybitne rezultaty w pracy zawodowej, permanentnie się doskonaląc. Potrafił to połączyć ze swoja pasją – koszykówką zawodową.

Przypomnieć jeszcze wypada, że idei nowożytnego olimpizmu nie tworzyły osoby o proweniencji wojskowej zajmujący się wychowaniem fizycznym. Tworzyli je humaniści. Prof. Miroslav Tyrš był historykiem i krytykiem, baron de Coubertin historykiem i pedagogiem, prof. Michel Bréal, który wprowadził bieg maratoński do programu pierwszych nowożytnych Igrzysk Olimpijskich w Atenach w 1896 roku, był filologiem (GORCZYCA, 2004, s. 16). Być może te idee są bliższe mnie jako humaniście i maratończykowi jednocześnie (ukończyłem 9 maratonów) aniżeli były Julianowi Bronisławowi Müllerowi jako kapitanowi Wojska Polskiego i nauczycielowi wychowania fizycznego.

Bibliografia

BACZKOWSKI, M. Kontynent europejski w latach 1789–1849. In: Wielka historia świata. Świat w latach 1800–1850. Warszawa, 2006, s. 255–432.

GORCZYCA, W. Maraton – wieczne wyzwanie. Bielsko–Biała, 2004.

GORCZYCA, W. Pamiętnik nauczyciela (1921 – 1966 – 1989). Bielsko–Biała, 2009.

GORCZYCA, W. Stanisław Haykowski (1902–1943). Ułan i malarz batalista. Bielsko–Biała, 2018.

KĘPIŃSKI, A. Myśl etyczna. Kraków, 2012.

READ, H. Wychowanie przez sztukę. Wrocław, 1976.

RICOEUR, P. O sobie samym jako innym. Przeł. B. Chełstowski. Warszawa, 2003. In: Wolność. Szkice i studia. Poznań, 2007, s. 293–323.

ZAMIARA, K. Informacja biograficzna o Jerzym Giedyminie (18.07.1925 – 24.06.1993). In: O nauce i filozofii Nauki. Księga poświęcona pamięci Jerzego Giedymina. Poznań, 1995, s. 9–12.

Prof. dr hab. Wojciech Gorczyca – jako literaturoznawca proponuje koncepcję metodologiczną w dziedzinie kulturowej teorii literatury, łącząc lingwistykę kognitywną z krytyką mitograficzną i tekstualnym historyzmem. Łącząc funkcjonalne techniki redyskrypcji mitów z lingwistyką kognitywną oraz semiotyką Gorczyca sytuuje swe badania również na pograniczu: tekst kultury – obraz (np. malarstwo batalistyczne).
Lingwistyka kognitywna, z kulturowo interpretowaną procedurą profilowania znaczeń w dyskursie sceny tekstowej, została sfunkcjonalizowana przez Wojciecha Gorczycę w projekcie nowoczesnej glottodydaktyki. Egzemplifikacją koncepcji projektu jest m. in. cykl artykułów, w których Gorczyca, na łamach czasopisma „Proudy”, podjął polemikę z ustaleniami teorii konstruktywistycznej uczenia się.

Kontakt: wojtekgorczyca42@gmail.com, wgorczyca@ath.bielsko.pl


Mohlo by vás z této kategorie také zajímat