Starość jako zapasy ze śmiercią. O ostatnim wierszu Jarosława Iwaszkiewicza „Urania“
Marek Bernacki
Bo cóż jest wiersz jeśli nie ozdobą
Będącą znakiem śmiertelnych zapasów
Tego co jest odwieczne z tym co jest chwilowe
Znikomej perły z odwiecznym atłasem.
(Jarosław Iwaszkiewicz, Wiersz)1
Pamięci Stefanii Walkowskiej2
Starość jako fenomen egzystencjalny to ważne wyzwanie, któremu sprostać musi u kresu swego życia większość z nas. Zjawisko starości, odarte z kulturowego czy religijnego sztafażu konsolacyjnego, jawi się jako podwójne utrapienie: fizyczne i duchowe.
Człowiek stary boryka się przede wszystkim ze słabościami i dolegliwościami swego ciała: częściej zapada na zdrowiu, traci na wadze, kurczy się a w niektórych przypadkach pochyla ku ziemi wygięty w kabłąk. Jego skóra marszczy się, policzki zapadają (jakże wymowne są pod tym względem portrety twarzy Woltera w zaawansowanym wieku, wykonane w XVIII w. przez Jeana Hubera3) a włosy rzedną i siwieją. Zmysły, które wcześniej stanowiły naturalną przepustkę do otaczającego świata, na starość stępiają się i wyprowadzają człowieka w podeszłym wieku z równowagi (w sensie dosłownym jak i przenośnym). Starzec czuje i słyszy coraz gorzej, traci pewność chodu a jego kończyny drżą, tak że staje się on przedmiotem sarkastycznego bądź szczerego ubolewania ze strony najbliższych.
Przede wszystkim jednak człowiek stary traci ostrość postrzegania świata, gdyż jego wzrok z roku na rok stale się pogarsza. Pisał o tym utrapieniu późnego wieku Czesław Miłosz w wierszu Oczy:
Szanowne moje oczy, nie najlepiej z wami.
Dostaję od was rysunek nieostry,
A jeżeli kolor, to przymglony.
A byłyście wy sforą królewskich ogarów,
Z którymi wyruszałem niegdyś o poranku (…)
Teraz coście widziały, schowane jest we mnie
I przemienione w pamięć albo sny (…)4
Odzierany systematycznie z habitusu ciała stary człowiek nie znajduje spokojnej przystani we wnętrzu swego ducha. Tym, co osacza go coraz bardziej, jest myśl o nadchodzącym końcu, z którą musi się oswajać nieraz w całkowitej samotności i opuszczeniu. (Albert Camus: „W śmiertelnym świetle losu ukazuje się daremność“5)
Codziennym doświadczeniem starości staje się nadto dotkliwe uczucie pustki. Umierają krewni i odchodzą przyjaciele. Starzec opuszczony przez bliskich mu ludzi nie potrafi znaleźć pełni zrozumienia u tych, którzy się nim opiekują, gdyż nie łączy ich wspólna świadomość przeżytej przeszłości. Jak na złość, człowiek stary traci tzw. krótką pamięć, całym zaś sobą przenosi się w okres młodości, niepojętej lub obojętnej zazwyczaj dla przedstawicieli późniejszych generacji.
Odsunięty na boczny tor codziennych wydarzeń, z którymi powoli przestaje się utożsamiać, traktowany często przez otaczających go ludzi jako zło konieczne bądź uciążliwy wyrzut sumienia – stary człowiek zaczyna wieść swój własny, osobny żywot przeradzający się nieraz w trudną do pojęcia, pełną gorzkiego wyobcowania wegetację.
W dniu 1 października 1999 r. ukazał się List Ojca Świętego: Do moich Braci i Sióstr –ludzi w podeszłym wieku. Schorowany i chylący się ku kresowi ziemskiego życia Jan Paweł II pisał w nim m.in.:
„Czym jest starość? Czasem mówi się o niej jako o jesieni życia — tak pisał już Cyceron — przez analogię do pór roku, następujących kolejno po sobie w życiu przyrody. (…) Św. Efrem Syryjczyk chętnie porównywał życie do palców jednej ręki, pragnąc przez to ukazać, że jest ono krótkie jak rozpiętość dłoni, a zarazem, że kolejne jego etapy różnią się od siebie niczym poszczególne palce, symbolizujące «pięć stopni, po których wspina się człowiek».
Jeżeli zatem dzieciństwo i młodość są czasem, w którym człowiek stopniowo uczy się swojego człowieczeństwa, rozpoznaje swoje możliwości, poniekąd tworzy projekt życia, który będzie realizował w wieku dojrzałym, to i starość nie jest pozbawiona szczególnej wartości, ponieważ — jak zauważa św. Hieronim — łagodząc namiętności «pomnaża mądrość i służy dojrzalszymi radami». W pewnym sensie jest to czas szczególnie nacechowany mądrością, którą zwykle przynoszą z sobą lata doświadczeń, jako że «czas jest znakomitym nauczycielem». Powszechnie znane są też słowa, którymi modli się Psalmista: «Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca» (Ps 90 [89], 12)“.
W innym miejscu Papież dopowiadał:
„Drodzy ludzie starzy, trapieni przez kłopoty ze zdrowiem lub problemy innego rodzaju, jestem całym sercem z wami. Kiedy Bóg przyzwala, abyśmy cierpieli z powodu choroby, samotności lub z innych przyczyn związanych z podeszłym wiekiem, zawsze obdarza nas też łaską i mocą, byśmy z jeszcze większą miłością włączali się w ofiarę Jego Syna i głębiej uczestniczyli w realizacji Jego zbawczego zamysłu. Możemy być pewni, że On jest Ojcem bogatym w miłość i miłosierdzie!“6
Starzejący się Jarosław Iwaszkiewicz nie mógł oczywiście poznać tej papieskiej wypowiedzi na temat starości. Niewykluczone jednak, że gdyby ją znał, mógłby skorzystać z zawartych w niej rad. Jak bowiem pisze Ryszar Przybylski, pod koniec życia Iwaszkiewicz wyruszył w swoją ostatnią duchową podróż, której celem było zgromadzenie wiedzy o „intymnym i tajemnym doświadczeniu starości“7. Owocem tej niezwykłej podróży były liczne wiersze poświęcone zjawisku starzenia się i oczekiwania na śmierć, zawarte w ostatnich tomikach poetyckich: Ogrodach (1974), Mapie pogody (1977) i Muzyce wieczorem (1980), a także w ostatnich opowiadaniach. Pisze Przybylski:
„Stary Iwaszkiewicz, nad którym rozbiła się >bania z poezją< i wyroił się oszałamiający świergot opowiadań, zajęty był swoją obsesją do tego stopnia, że nawet gotowość na śmierć jakby stała się mniej dojmująca. Skrupulatnie, niemal systematycznie opisywał egzystencjalną sytuację starca, badając wytrzymałość starorzymskiej konstrukcji. Granica starości nie miała żadnego znaczenia. Nawet fenomen oczekiwania nie odgrywał większej roli, ponieważ wydawał się codziennością: mogła przyjść śmierć, mogła przyjść poezja. Prawdziwym problemem były >nieuniknione – jak zwykł mawiać Artur Międzyrzecki – niedole podeszłego wieku<, w których serenitas animi mogła się rozpłynąć jak plama brudnego oleju na czystej rzece bólu“8.
Ostatnim akordem Iwaszkiewiczowskiego zmagania się ze starością, która nieuchronnie z roku na rok stawała się synonimem nadchodzącej śmierci, był wiersz Urania9:
Uranio, sosno, siostro – tak ciebie nazywam,
Bo palcem pnia swego ukazujesz niebo.
Wiatr co się w twojej czarnej grzywie zrywa
Zacicha dołem. Siostro, wzywam ciebie.
Jak niegdyś wróże w koronach z jemioły,
Abyś wytrwała w progu mego domu
I strzegła kwiatu, owocu i pszczoły
I serc, co tutaj gasną po kryjomu.
Uranio, muzo dnia ostatecznego,
Bogini końca, bogini trwałości,
Zniszczeń bogini i wszystkiego złego,
Stójże na straży domu i nicości.
Weźmij mnie w swoje grzywy, ty szalona,
Wyszarp mi ręce, co już nie wyrosną,
Pogrzeb mnie, ratuj, daj swoje korony,
Bym także był Uranią, nicością i sosną.
Sailly, 2 II 1980
Przypomnijmy: wiersz został napisany 2 lutego 1980 r. w podparyskiej wiosce Sailly10, gdzie przebywał na kuracji 86‑letni poeta. Autor Brzeziny zmarł niespełna dwa miesiące później, 20 marca 1980 r.
W utworze tym tylko pozornie na plan pierwszy wysuwa się tytułowa „Urania, sosna, siostra“. Tak naprawdę to „ja“ liryczne jest w centrum poetyckiego komunikatu! Osoba mówiąca w wierszu wręcz nachalnie zaznacza swoją obecność posługując się niezwykle emocjonalnie nacechowanymi składnikami wypowiedzi. Z wewnętrzną pasją zwraca się z dramatycznym apelem do drzewa. Świadczą o tym zwłaszcza liczne czasowniki użyte w trybie rozkazującym, pojawiające się w końcowej partii wiersza: „stójże“, „weźmij mnie“, „wyszarp“, „pogrzeb mnie, ratuj, daj swoje korony“.
Widać wyraźnie, że ten, kto mówi wierszu, stoi u kresu swoich dni („Uranio, muzo dnia ostatecznego,/ Bogini końca…“, „Wyszarp mi ręce, co już nie wyrosną“, „Pogrzeb mnie, ratuj…“). Osoba ta czuje nadchodzący kres i próbuje sprostać temu statecznemu wyzwaniu. Prawdopodobnie też lęk towarzyszący nadchodzącej śmierci stara się zamienić w heroiczny słowotok wychylony ku nieznanej lecz oczekiwanej przyszłości. Warto podkreślić, że w Uranii pojawia się kilka ważnych motywów eschatologicznych, choć zapośredniczonych przez semantykę symboliczną. Przypatrzmy się temu dokładniej.
Dla poprawnego odczytania ostatniego wiersza Jarosława Iwaszkiewicza kluczowa wydaje się symbolika przywoływanych przez podmiot liryczny dwóch pojęć: „Uranii“ i „sosny“. Urania, grecka muza astronomii i geometrii, przedstawiana zazwyczaj z kulą i cyrklem, symbolizowała ostateczny ład i harmonię panującą w zaświatach. Starożytni oddawali także cześć Afrodycie Uranii, która była boginią miłości doskonałej („niebiańskiej“). Postać tę uznać więc można za personifikację stanu doskonałego, pełnego i harmonijnego istnienia w wymiarze pozaziemskim.
Sosna symbolizuje natomiast długowieczność, wytrzymałość i nieśmiertelność. Wśród wielu symbolicznych znaczeń tego drzewa Władysław Kopaliński wymienia w Słowniku symboli11 następujące: długowieczność, wytrzymałość, zdrowie, męskość, płodność, nieśmiertelność („Zmarłym wrzucano do grobu gałązki sosny, aby wzmocnić odlatującą duszę, a zwłoki uchronić od zepsucia“).
Sosna jest drzewem, które w wielu kulturach samo w sobie stanowi symbol życia. Jego wertykalna (pionowa) pozycja oznaczać może oczekiwane połączenie ziemi z niebem, stanowi też czytelny symbol osi świata (axis mundi). Drzewo zatem to symboliczny pomost, dzięki któremu sprawy ziemskie przenoszone są niejako w przestrzeń wartości najwyższych, absolutnych („Bo palcem pnia swego ukazujesz niebo“).
(Warto dodać, że w tradycji chrześcijańskiej „drzewo krzyża“ stało się znakiem nieśmiertelności człowieka. Jak pisał Cyprian Norwid w wierszu Dziecię i krzyż: „[krzyż] stał się nam bramą“).
Podobne eschatologiczne sensy ewokują przywołane w wierszu Iwaszkiewicza motywy „jemioły“ i „pszczoły“. Ta pierwsza, jak podaje Władysław Kopaliński, symbolizuje „nieśmiertelność, gdyż rośnie bez korzeni i pozostaje wiecznie zielona, również wtedy, kiedy zamieszkałe przez nią drzewo straci liście“. Jemioła jest też symbolem życia, sił witalnych i płodności.
Z kolei pszczoła – to symbol pracowitości (może kojarzyć się z dorobkiem poetyckim), ale także zmartwychwstania i nieśmiertelności. Jak pisze Kopaliński: „Pszczoły znikały na czas zimy i wydawało się, że zmarły, a na wiosnę pojawiały się na nowo; odnoszono to do Demeter i Persefony, a później do Chrystusa“.
Wiersz Jarosława Iwaszkiewicza, choć utrzymany w tonacji elegijnej, nie jest oczywiście utworem religijnym. Trudno doszukać się w nim jednoznacznej topiki sakralnej i wpisanej w nią nuty chrześcijańskiej nadziei. Osoba utożsamiona z podmiotem lirycznym wiersza, czyli człowiek stojący u kresu swego życia, nie szuka pocieszenia w pobożnej postawie czy mistycznym uniesieniu ducha. Nie przyzywa też imienia Odkupiciela, któremu mógłby zawierzyć swoją przeszłość i przyszłość.
Stary bohater Uranii toczy natomiast swoiste zapasy ze śmiercią, która ma zakończyć jego życie. Ostatkiem sił zdobywa się na rozpaczliwy apel, który kieruje do sosny, a więc „przedstawicielki“ świata natury. Można by dopatrywać się w tym utworze manifestu witalizmu i światopoglądu panteistycznego. Użyte dwukrotnie słowo „nicość“, odnosić się może także do oczekiwanego stanu ponadczasowej pustki, wiecznego, bezosobowego trwania. (Ryszard Przybylski: „Przyjmij nicość. To sleep, to die“)12.
Wczytując się w zapis dramatycznych zapasów prowadzonych przez Jarosława Iwaszkiewicza ze starością, czyli śmiercią, myślę o trzech możliwych dopowiedzeniach. Po pierwsze, zapasy owe tylko na pierwszy rzut oka nie przypominają tych, o których pisał św. Paweł w Liście do Efezjan:
„Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki [zapaśniczej] przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich“13.
Po drugie, należy podkreślić, że dramatyczna ekspresja wpisana w ostatni wiersz Iwaszkiewicza niesie w sobie ogromny potencjał metafizycznego pragnienia, niezapośredniczonego co prawda explicite o wymiar religijny, ale równie żarliwego w swym oczekiwaniu na ostateczne spełnienie i odnowienie. Innymi słowy, życie dąży do śmierci (Heideggerowskie „Sein‑zum‑Tode“), ale jednocześnie ten stan cielesnego rozpadu świadomość człowieka niejako a priori kwestionuje i transcenduje. Aby wyrazić lepiej tę myśl, przytoczę fragment dzieła Maurice’a Maeterlincka Inteligencja kwiatów, który – jak sądzę – dobrze koresponduje z ideowym przesłaniem Uranii Jarosława Iwaszkiewicza:
„Korona rośliny to kwiat, z pozoru przepełniony pokojem, rezygnacją, gdzie wszystko godzi się z koniecznością, trwa w ciszy, posłuszeństwie i skupieniu. Tymczasem jest zgoła inaczej, nigdzie bowiem może nie ma tyle buntu i upornej walki z losem, jak właśnie pośród roślin. (…) Roślina wie lepiej od nas, którzy rozpraszamy wysiłki swoje, przeciw komu buntować się przede wszystkim, toteż niezrównanym jest widowisko owej walki, w której wyzwala się cała energia idei zasadniczej korzeni celem zorganizowania całej budowy i rozpostarcia w pełnym świetle listowia i kwiatów. Wydobycie się z fatalizmu, jakiemu podlega dół rośliny, przez rozwój górnych jej części, oto cel jej główny, bowiem idzie tu o obejście ciężkiego prawa mroków, wyzwolenia się zeń, przekroczenie ciasnego obrębu, stworzenie sobie skrzydeł lub ziszczenie na pośredniej drodze sposobu wydostania się jak najdalej w przestrzeń z więzienia natury i zbliżenia się do innego, odmiennego zgoła królestwa ruchu i życia“14.
Po trzecie, zastanawiając się nad wymową Uranii Iwaszkiewicza, przypominam sobie wiersz Czesława Miłosza pt. Wołacz – utrzymany w podobnie dramatycznej tonacji i w równie bezkompromisowy sposób dezawuujący fakt „skandalu śmierci“. Co więcej, bohater tego wiersza – podobnie jak bohater Uranii – pasuje się ze śmiercią, by w końcu pokonać ją siłą i wolą nieśmiertelnego ducha…
„Ty, której imię agresja i pożeranie,
Gnilna i duszna, fermentująca,
Przerabiająca na miazgę mędrców i proroków,
Zbrodniarzy i bohaterów, obojętna.
Bezużyteczny ten mój v o c a t i v u s.
Nie słyszysz mnie, choć zwracam się do Ciebie.
Ale chcę mówić, bo jestem przeciw tobie.
Co z tego, że mnie połkniesz, kiedy twój nie jestem.
Zwyciężasz mnie gorączką i utratą sił,
Zamącasz moją myśl, która protestuje,
Toczysz się nade mną, tępa, nieświadoma siło.
Ten, który Ciebie pokona, biegnie zbrojny.
Umysł, duch, tworzyciel, odnowiciel.
Potyka się z tobą w głębiach i na wysokościach,
Konny, skrzydlaty, lotny, w srebrnej łusce.
Jemu służyłem w wiosennych burzach form
I nie mnie troszczyć się, co zrobi ze mną.
Orszaki ciągną w słońcu nad jeziorami.
Z białych wiosek ozwały się wielkanocne dzwony15.
W obu wierszach napisanych przez „starych“ poetów brzmi to samo pragnienie i ta sama nadzieja. Jej przedmiotem jest pragnienie przetrwania w formie innej niż cielesna, czyli śmiertelna. W tym też sensie – jak sądzę – obaj poeci wpisują się w horyzont Pawłowych zapasów, mniej lub bardziej wyraźnie otwierając się na horyzont wielkanocnej Nadziei…
Mohlo by vás z této kategorie také zajímat
- Keď medzi autora a text vstúpi literárny rozhovor (Viera Žemberová)
- O autorovi z druhej ruky (Rozanov, Dostojevský, Cvetajevová, Šostakovič) (Viera Žemberová)
- Jan Rokyta u Ivana Hrozného (Dana Ferenčáková)
- Některé aspekty meziliterárnosti ve Finsku: od švédského básnictví ke „slovenské“ próze (Jan-Marek Šík)
- Ke kritice tvorby bratrů Strugackých (Konstantin Šindelář)