„Śmierć mi nie będzie wiekuistą Nocą” – Obraz przemijania w „Sadzie rozstajnym” Bolesława Leśmiana a poetyka śmierci Rainera Marii Rilkego

Obraz śmierci i przemijania, które tak szczególne zajmują miejsce w Sadzie Rozstajnym Bolesława LEŚMIANA, jego liryce symbolicznego przesytu, każą jakby odruchowo skłonić się w rozmyślaniach ku poetyce śmierci Rainera Marii RILKEGO. Wiele z podejmowanych poniżej liryków ukaże podobieństwa w próbie uchwycenia tematu tego. Przekonamy się jednak i, w jak specyficzny sposób natura sama wpływa na postrzeganie podjętego zagadnienia, by tym samym uwidocznić pewne różnice, znamionujące tu obu autorów. Przy całej różnorodności w rozwoju postrzegania przemijalności, śmierci, będziemy mogli u końca naszych rozważań mimo wszystko bodajże odnaleźć wspólnotę czucia obu liryków, jednej epoce współnależących i niemalże równych wiekowo.

Śmierć i obrazy objawiające się w zbiorze Sadu rozstajnego związane są z poczuciem tęsknoty, osamotnieniem i lirycznym żalem, ukazującym niejednokrotnie tułaczy los człowieka, który to w szczególności w cyklu Zielona godzina stanie się w pełni uznaniem i przyjęciem niepodzielności wiecznej jedności. Poczucie samotności, przemijalności spotykać będziemy również i już w najwcześniejszych lirykach RILKEGO z praskiego i monachijskiego okresu twórczości. Już początkowy wiersz LEŚMIANA Noc zimowa1 jakże przypomina obraz ów przesycenia samotnością, doświadczeniem przemijania wiersza RILKEGO Ein weißes Schloß in weißer Einsamkeit2 (Biały zamek w białej samotności) z roku 1896. Przy czym w leśmianowskim krajobrazie pojawiają się iskry ciepłej iluminacji karczmy otwartej na świat. Świat jednak zewnętrzny sam, jest nader od obrazu tego oddalon, ´bezdrożny´, jako „topiel głusz”3 doznany, „śnieżnymi zawiejami”4 pochłonięty. Szczególną dominantę stanowi tu, a i w wierszu młodego RILKEGO, kolor biały. I tu i tam symbolicznie ujmujący śmierć. U LEŚMIANA sad sam „bieli się / W śmierci”5, u RILKEGO zamek biały, w „białej samotności”6. I tu i tam śnieżny krajobraz odcina drogi, w „śnieżnej zawiei”7 LEŚMIANA, i „dróg zaśnieżonych”8 RILKEGO.

Tak wielka zbieżność czuć obu poetów obrazuje, jak istotowo złączone są podstawowe doznania conditio humana, wybiegające poza poszum miejskiego gwaru, a objawiające się w pełni w ciszy i wsłuchaniu tętna natury.

I LEŚMIAN i RILKE widzieli w niej możliwość, więcej, klucz sam bodajże do poznania tajników egzystencji i jej ´przejść´, jej ´przesileń´ w niewysłowioności. Zarazem jednak czynili oni obraz natury pewnym ´znakiem´, który zyskiwał wyraz nader jaskrawy w samym doświadczeniu śmierci, jakoby ´przesilenia´, ´spięcia´ witalizmu z przemijalnością,.

Tak jest chociażby w leśmianowskim liryku Nadaremność9, gdzie wraz z wiosną nadchodzącą, bzem wonnym, śmierć, czyż własną ręką być zadaną miana (?), pytamy, czytając strofy, okazuje niezwykły splot, kontrast, doznanie najgłębiej w czucie zapadające i wstrząsające nim, gdy oto w wonności tej opleceniu słyszymy: „Przebacz, że wbrew Twej wiedzy i przed czasem ginę / Z woli mych własnych łez!…”10

RILKE konstruuje obraz w nad wyraz podobne zestawienie w liryku swym wczesnym Am Kirchhof zu Königsaal (Na cmentarzu Sali królewskiej) z roku 1895, a jest w obu wierszach i wyraz tęsknoty, miłości, u LEŚMIANA bodajże niespełnionej, u RILKEGO niewypowiedzianej jej czasowości, gdy oto wśród przepychu natury wzbija się w niebo żałobnik, a za nim słowa:

„Wir sahn ihn beide und wir schwiegen …
Rings feierte Mittsommerlicht,
in den Syringen summten Fliegen. —
Da lag ein Schädel vor uns dicht;
aus seinen leeren Augen stiegen
verkümmerte Vergißmeinnicht.“11

[„Myśmy widzieli go, milcząc oboje …
W krąg świętowała jasność pełni lata,
w jaśminach much brzęczały roje. —
Oto przed nami czaszka tuż leżała;
z pustych jej oczu się wydobywały
zmarniałe niezapominajki.”]12

Piękno i przemijanie, śmierć i bujność wzrostu natury – wszystko to splata się z sobą, tworzy nierozłączną pełnię, która w obrazach tych ´przesycona´ zostaje, tak u RILKEGO jak u LEŚMIANA, przy czym RILKE skłania się ku drastyczniejszym zestawieniom, ich bezpośredniości, we wczesnym okresie liryków.

Obrazy ujmowane przez LEŚMIANA dają, pomimo świadomości osamotnienia w świecie, wgląd ku dalom, ku „kresowi” 13 i za niego, gdy czytamy w Zmierzchu majowym ze zbioru Pieśni mimowolne: „I wzrok wytężasz poza życia kres / Aż do utraty oddechu i łez –” 14.

Świat przemijania RILKEGO osadzony jest u początków twórczości we wspomnianej nieraz pewnej pierwotności obrazu, jego bezpośredniości, konfrontacji z nieuchronnością, która tu i teraz nas dosięga. LEŚMIAN, świadom faktów tych, pozwala wzrokowi na pewne ´tchnienia´, nim kres sam nadejdzie, a, jak wspomniano, w samej Zielonej godzinie nastąpi przezwyciężenie troski o przeminięcie.

RILKE troskę tą wyrażać będzie w późnym okresie swej twórczości, sytuując ją już poza jakimkolwiek zewnętrznym jej wykładem, a w określeniu „Weltinnenraum” („Przestrzeń wewnętrznego świata”) odbędzie się ważenie i uświadamianie swego jestestwa.

Troska o śmierć samą, o godzinę ostatnią, pozostaje u obu autorów nader odczuwalna. Jest to jednak i troska o śmierć życia spełnionego. LEŚMIAN uwydatnia w liryku swym Las ową godzinę ostatnią jako próbę jeszcze jednego ułożenia świata w sobie, chęci uchwycenia chwil jego, dnia młodości, który nawet, jak słyszymy, „w noc konania nie przestał być dniem” 15, oddalając się od wszystkiego tego, co śmierć samą jako „znaglenie” 16 chce widzieć, cierpką ostateczność.

Podobieństwo wyrazu ujmuje młody RILKE we wczesnym wierszu Ein Wunsch (Życzenie) z roku 1893. I tu ostatnia godzina chce być spełnioną, a nic tego spełnienia nie da bodajże tak jak otoczenie piękna, - powróćmy krótko do LEŚMIANA, u niego będzie nim wspomnienie lasu ozłoconego pamięcią, u RILKEGO wiosna sama, gdy oto słyszymy:

„ICH möchte einst im Frühling sterben,
wenn neues Leben rings sich rührt“ 17

[„NA wiosnę kiedyś umrzeć pragnę,
gdy życie nowe wokół się porusza”] 18

Natura i tu chce być powierniczką chwil ostatnich, pomostem i łączniczką zarazem. W jej „pożądaniu płomieniejącym” („im heißen Glutverlangen” 19) pragnie dokonać się ostateczność, nie jako ´zapaść´ pamięci, jak u LEŚMIANA „zawarcie na sto rdzawych zasuw” 20 czy u RILKEGO ´zamknięcie się oka słonecznego po spełnionym dziele´ 21. Paralelność obu obrazów daje kolejny obraz współ-brzmień obu poetów, przekraczających wszelakość barier językowych, jeśli chodzi o czucie rzeczy ostatnich, trosk, ich uchwycenia, ale i prób nieustannych pochwycenia słowami, co nazbyt niewypowiedzialnym się zdaje.

Pomimo owych współ-brzmień podkreślmy zróżnicowanie jednakże w bezpośredniości wyrazu u obu autorów. Szczególność ta jawi się zawsze, jeśli przedstawiony zostaje obraz samej śmierci, w jej godzinie czy też jej odbiorze. I tak w Pieśni o ptaku i o cieniu LEŚMIANA rejestrowany obraz śmierci czyjejś, w pewnej mierze projektowany na płaszczyznę swego bytu, jednostki, odczuć własnych, jest jakby uchwycony poprzez mgielny woal. Ostateczność, choć nieunikniona, jawi się jakby jeszcze w pewnym oddaleniu, jest współ-czuciem, gdy słyszymy:

„A mnie z dala się wydaje,
że to za mnie umarł ktoś!…
Ktoś mi obcy, a już – bliski
W trumnie cichszej od kołyski
[…]
Idzie z czarnych kół turkotem,
Jakby właśnie szedł z powrotem
Za mnie, za mnie […]”22

Obraz wozu w dal powożącego zmarłego, czarnego karawanu, jest u LEŚMIANA jakby przemglony zatem, odebrana zostaje mu cierpkość sama, która u młodego RILKEGO w jakże podobnym obrazie wiersza In der Vorstadt (Na przedmieściu) z roku 1895, staje się nader ujawniona, a sam obraz sprowadzony do zarejestrowania faktu niechcianego i kłopotliwego zarazem zgonu.

„DIE Alte oben mit dem heisern Husten,
ja, die ist tot. – Wer war sie? – Du mein Gott,
sie gab uns nichts, – ihr gab man Hohn und Spott …
Kaum, daß die Leute ihren Namen wußten.

Und unten stand der schwarze Kastenwagen.
Die letzte Klasse; als der Totenschrein
sich spreizte, stieß man fluchend ihn hinein,
und dann ward rauh die Türe zugeschlagen.“ 23

[„STARA kobieta, z góry, o chrypliwym kaszlu,
tak, nie żyje. – Kim była? – Mój ty boże,
nic nam nie dała, – jej dano kpiny, pośmiech …
Zaledwie ludzie jej nazwisko znali.

Na dole zaś ów furgon czarny stał.
Ostatnia klasa; i jak ze zmarłą skrzynia
w poprzek się stawiła, klnąc ją wepchnięto w głąb,
by drzwiami szorstko usilnie trzasnąć potem.”] 24

Stykanie się zatem pewnych obrazów, odchodzenie jednako na powrót od ´współbieżnej´, rzec by można, drogi obu autorów, ukazuje w jedności odmienność, stanowiącą jednakowoż wspólnię doznań świata postrzeganego. Nagłość śmierci starej kobiety z przedmieścia u RILKEGO nie jest owym ´przynagleniem śmierci´ LEŚMIANA, które dokonuje się w obliczu spełnienia, jak widzieć to będziemy w Zielonej godzinie. Śmierć należy tu do Całości.

Już na wstępie Zielonej godziny wyrażone zostają słowa, które jakby klamrą spinają całość: to przeświadczenie, więcej, odczucie jakiegoś ´rozpływania się´, bycia ´w´:

„Czyjaż dusza w twe gąszcze znowu się zapadła?
Czyjaż twarz się strumieniom twoim przypomina?
Jeszcze moja przed chwilą – już niczyja twarz…” 25

Lecz droga do pełnej ´świadomości´ nieprzemijalności w Całości tej będzie długa, wypełniona zbliżeniami, przeczuciami i próbą wyrażenia integralności tej, możliwej jeno w duchu:

„W tobie – znajomy szmer wężów, śmierć zdybanej łani,” 26

I jeszcze ´wikła´ się głos sam, gotów oddać, co lasom przynależne, gdy słyszymy:

„Oddam lasom – co leśne, choćbym zginął sam!…” 27,

zdawałoby się, iż nie poznawszy jakoby pełnej integralności swej w ´obiegu´ tym, gdzie jeno wolne ´przyjęcie´, nie rozłąki wieczne, da ukojenie, jakkolwiek nieustannie następują próby wymówienia tejże ´prawdy´ w chwilach ´olśnień´, które poznać dają fakt przemijania i ´nierozłączności´ swej, jej sobie nad wyraz ´uprzytomnienia´:

„Wzdłuż polany przed chwilą wędrowny cień kruka
Przemknął, ledwo ukosem tykając mych brwi.” 28

I następuje w końcu owe ´przesilenie´, czy to żalem pewnym powodowane jakoby wciąż jeszcze nieledwo, czy też wreszcie samym już ´wypowiedzeniem´ Pełni w ´zieloności´ tej:

„Kochajcie mnie kochajcie! Bo mnie wicher mroźny Gnał ku wam – z gwiazd bezleśnych aż na tamtą [stronę
Życia, gdzie w zieloności wypoczywa skroń!” 29,

by u końcu wypowiedzieć jednak: „Płonący wołam światu: ´Razem ze mną płoń!´” 30 Spotkania leśne, w których dokonuje się ´wypełnienie´ i ´wzrastanie´ ku ´bez-graniczności´, przepełnione są wciąż jednak zdałoby się ´tutejszością´, troską o ´rzeczy´, które bodajże przecież sama przemijalność tworzy, gdy oto słyszymy słowa:

„I nie wiem, czy śmierć kiedyś udźwignąć podoła
Ducha – jagód purpurą przeciążony dzban!” 31

Ten ´przesyt purpury´, jakiż to wyraz tęsknoty ku życiu, lecz i świadomość ´rozłąk´, a jednak wypowiedzenia ´nieuchronności´. Śmierć sama jednak, niosąca ´dzban´ „purpurą przeciążony” 32, kolorem więc istotnym jak najpełniej jej samej, nie nadchodzi jednak, by ´dzban´ ten rozbić, lecz z purpurą życia jej zawierzanemu ująć go, już nadto przeciążonego, którego tutejszość unieść już nie potrafi.

Miłość możliwa jest tylko, mając słowa powyższe na uwadze, przy zachowaniu pewnej ´warunkowości´, świadomości rozbratu ciała z jednią jakoby, przynależnego ´temu brzegowi´, a ducha, stanowiącego już niemal ´jednię´, wszelako niepoznaną wciąż, okazującą się być może i mrocznią samą, którą tylko tęsknoty ziemskie nicują swym roztargnieniem, stąd słowa:

„Ciało moje – na brzegu, reszta – w mroku den.” 33

Tęsknoty owe dają świadomość jednak nieustannie dopełnień, które z wolna stają się niejako na naszych oczach, przemawiają, by ująć je wyrazem, jakkolwiek boleść sama wciąż rytuje przywiązania:

„Jam jest miejscem spotkania łez ze złotym kurzem
Słońca ptakom widnego!…” 34

W ciągłej tej ´dwuznaczności´ czuć okazuje się sen iluminować niejako zmory ´tutejszości´, odsłaniając obrazy światów, których przedpróg jednak już ´na brzegu tej strony´ objawia się w leśnym duchu, jakkolwiek przesyceniem samym, lecz w nim najznamienitszą oznaką niewymowności treści właściwych, istnień „bez nazwy, bez granic, bez tchu”:

„Śni, że idę nie wiedząc, ni dokąd, ni za czem —
Ku bezcelom zapadłym w nieprzebytą ciszę,
Gdzie wszystko jest – bez nazwy, bez granic, bez tchu.” 35

Obraz ten wypełniania się i udziału w wypełnianiu samym najistotniej oddaje owe „niesienie strumienia bladego” 36, „konającego” 37, który ´pogrzebany´, a zatem ´zwrócony´ niejako Jedności, w niej najpełniej odżyje, ale i użyźni przyjmującą go materię. Wszelkie bowiem ´odłączenia´ powodują, powracając do obrazów poprzednich, ulanie, roztrwonienie purpury z dzbana, a zatem ´niepoznanie´ Całości, stąd czytamy:

„Wiedzą, [brzozy, przyp. a.], że blady strumień na ręku mym kona,
Że go trzeba zdać kwiatom i ziemi przywrócić,
Że go trzeba pogrzebać, by dzwonił i żył.” 38

Ta potrzeba ´zwrócenia´ jest zarazem potrzebą dopełnienia, wypełnienia i wreszcie spełnienia się. Lecz mylnym mogłoby się zdać napomknięte mniemanie, iż pogrzebanie samo, jako takie, jest aktem złożenia ku zapomnieniu, aktem podkreślającym jedynie przemijalność. Słowa poniższe podkreślają nad wyraz, iż tak nie jest. Strumień ´grzebany´ sam, staje się źródłem podziemnym, nawadniającym, użyźniającym. Zaś owo przerażenie brzóz, które „dźwigacza” 39 grzebać nie będą, gdyż „odmieńcem” 40 jest, zaznacza w ´odmienności´ tej dystans od świata, grzebiącego i w zapomnienie rzucającego wszelką jednakość:

„A brzozy z trwogą na mnie patrzą w swej ustroni,
Bo wiedzą, że mnie w ziemi pogrzebać nie wolno,
Żem inny, niepodobny – odmieniec i dziw!” 41

Nadwrażliwość, przesycenie się poznaniem, świadectwem jest owej ´inności´, do której świat ´ten´ wstępu nie ma, lecz jeno w oddali błyskami niejako istotę ´odczuwającą´ wszelako nieustannie napomina, jakby echem, o swej dezintegrującej sile. Stąd wszelkie te ´przesilenia´ obrazów, te ´przesycenia´ ´innością´, stawiane wobec iluzoryczności tego ´brzegu´ samego.

Las cienisty staje się ´współ-byciem´, jarzeniem się miliona obrazów, odbijających się w jaźni przemierzającego go, a ukazującego jemu Jednię samą, który w przemijalności ´tworzenie się´ widzi, nie rozpad, a owo nadawanie ´ustalonych nazw´, zbędnym staje się wobec przepełniania się wzajemnego:

„Trzebaż im ponadawać raz jeszcze imiona,
By je poznać w zamęcie upalnego snu?” 42,

słyszymy, gdy oto „drzew tłumy” 43 wypełnione jaskrawością i sennością przeciwstawione zostają przecież tłumowi mas, głuchemu, pędzącemu, dopełniającemu się łoskotem, a kolejne ´wyzwania´ lasu ukazują, jak pożądanym jest ´właściwy´ obraz, ´właściwe´ tchnienie, i ´przesilenie´ właściwe zarazem:

„Wynijdź! Wałem zieleni spadnij na mą duszę
przynagloną do śmierci spełnieniem zachwytu
Wyszłego na spotkanie tobie – w dal i czas!” 44

Śmierć, do której ´przynaglonym´ się staje przemierzający las, ujawnia się jednakowoż, jak wcześniej wspomniano, już w obliczu spełnienia. Jest ona sama już tylko dalszym krokiem, a mimo ´przynaglenia´ owego, nie zerwaniem, nie pochwyceniem ´w biegu´. Śmierć dopełnia się również sama w lesie, nie jest wyobcowaną jak śmierć płynąca z łoskotu tłumu, miejskiej obcości, co było widoczne w Na przedmieściu RILKEGO, a częścią ´spotkania´ samego, prowadzącego „ w dal i w czas!” 45, nie mroczną, głuchą bezczasowość.

Spotkanie z lasem staje się w efekcie świadomością ´przemiany´, dokonującej się, nie li tylko widzialnie, lecz, jak ów strumień ´grzebany´, wzrastający w macierzyńskości ziemistej, ´podziemnie´:

„Po długim niewidzeniu – nowych zgróz i mocy
Nabraliśmy, by zejść się w dzień zmowny i jasny,
Pełni zmężnień słonecznych i podziemnych zmian!” 46

W ten sposób ujęty zostaje słowem krąg przemian, przemijanie, uchwytywane raz po raz w cieniu liści i wędrówce samej, dopełnia się wzrosłą i dojrzałą świadomością współ-integralności i pojęcia, czego doświadczenie jeno takie umożliwia. Więcej jeszcze, przeczuwania, bez nadmiaru wyrazu słów, pojęciem samym:

„Teraz ja wiem, co znaczy u wylotu alej
Cień upadły z przesianych przez liście zaświatów
Słońcu – na wspak, a ziemi i mym stopom – wzdłuż!” 47

Doświadczenie ´zieleni´, lasu poszumnego, daje możliwość objęcia czuciem ´ulotności´, ubrania w słowo, co zdałoby się niewyrażalne, przeczucia, czego nadtość dnia ogarnąć nie może, owego poznania ´tego´, co „u wylotu alej” 48 li tylko cieniem się zdaje, dlatego wszelkość dopełnieniem jest, a „wszystko pełni się po brzegi / Czarem odbić wzajemnych!”. 49

Śmierć, przemijanie, nie są w rezultacie, by raz jeszcze podkreślić, ostatecznością, lecz zaistym dopełnieniem, iluminacją odczuć samych, błyskiem srebrzących się tajemnic u owego ´końca alei´, przeczuciem samym. Stąd niejako laur poznania, i, wbrew przemijalności samej, radość głębi zaistego poznania:

„Płomień się, wonny świecie, pozbyty żałoby
Po mnie, com długo krył się przed tobą w mój żal!” 50

Świat ten przeczuwalny staje się współistnieniem. Przezwyciężona zostaje ´żałoba´ i ´żal´ jedyny niemożności pochwycenia istoty samej. Dopełnienie, poprzez otwarcie czucia, daje możność pełnego współbycia, wyjścia z ´ukrycia´ w przepaść rzucających tęsknot i żali. Przemijanie świata tego, w pełni ´na siebie wzięte´, włącza w krwioobieg swój odwieczny dzięki pełni ´przyjęcia´, ´poznania´ siebie, jako ´tworzącej´, a nie w sobie samej niepodzielnej ku unicestwieniu pędzącej ´cząstki´, stąd owe ´zanurzenia´ w istność odczuć świata tego doznawanego:

„Idę oto na słońce wiedząc, żem wskroś widny
Drzewom w drodze spotkanym i ptakom, co dzioby
Zanurzają w me usta odbite wśród fal.” 51

Ostatnie słowa Zielonej godziny jakże pochwałę samą stanowią przezwyciężenia tęsknot i ulotności, która, w pełni na siebie wzięta, ´akceptacją´ staje się, wzrastaniem ´ponad siebie´, by powiedzieć u końca:

„Mój na ziemi zjaw nagły – sen i chwała wam!” 52

Na tego typu pochwałę przemijalności, jako zwieńczenie całej Zielonej godziny, nie mógł był się zdobyć młody RILKE. Zanadto upojony był przemijaniem samym, przesytem cierpienia, jego czystą odczuwalnością, bólem, gdy w swym praskim liryku roku 1896 słyszymy:

„XIII

FAHLGRAUER Himmel, von dem jede Farbe
bange verblich.
Weit – ein einziger lohroter Strich
wie eine brennende Geißelnarbe.

Irre Reflexe vergehn und erscheinen.
Und in der Luft
liegts wie ersterbender Rosenduft
und wie verhaltenes Weinen …“ 53

• • •

[„XIII

SINO&emdash;szarawe niebo, z którego kolor wszelki
trwożnie zbladł.
Świat – jedną czerwienią płomieniącą łuną
jakoby blizną gorejącą biczu cięć.

Błędne refleksy uchodzą i powstają.
W powietrzu zaś
zawisa całość niczym róży konająca woń
i jakoś wstrzymywany płacz …”] 54

Leśmianowaska ´purpura jagód dzbanu´ 55 to kolor życia spełnionego, przesyt czucia i zawierzenie się ´przejściu´, podczas gdy czerwień róży młodego RILKEGO, to kolor kojarzony nad wyraz z konaniem.

Podobny tragizm roztacza młody poeta z Pragi w liryku kolejnym o numerze XXII tego samego wczesnego zbioru Traumgekrönt (Uwieńczony snem) z roku 1896, gdzie lazurowy motyl w ciszy natury ´z ognisto-czerwonego astra śmierć pić będzie´ („aus feuerroter Aster / er Sterben trinkt” 56). Są to obrazy, które pozwalają w nieodłącznym usytuowaniu liryków pośrodku natury u obu poetów, ujawnić drogi, jakimi czucie samo rozwijało się.

Przy tym interesującym jest jednak, iż skoro tylko liryk leśmianowski ´utraci´ ochronną szatę natury, która błąkającego się w ´tutejszości´ z niej go unosi, sobą przesyca, następuje zrazu spadek niejako w głębię, próżnię przygnębienia, jak to ma miejsce w Księdze przeczuć.

W ten sposób następuje osobliwy związek obu autorów, poniekąd po przekątnej ich czuć: U RILKEGO głębia warunkowana jest dystansem od, by rzec, naturalistycznej bezpośredniości, jaką daje się odczuć, jej zatem samym ´uwewnętrznieniem´. U LEŚMIANA odejście od niej powoduje efekt zgoła przeciwny niż u RILKEGO średniego okresu twórczości: następuje ´spadek´ w lękliwą nicość, „bezczas” 57. Stąd słyszymy we wspomnianej Księdze przeczuć 58 LEŚMIANA:

„Gdy umrę, bracia moi, ponieście mą trumnę
Przez tunel pogrążony w zgróz tajemnych krasie,
W jego oddal dziewiczą i głębie bezszumne,
Nie znające pór roku, zamarłe w bezczasie.” 59

Wersy powyższe przywodzą zrazu na myśl liryk RILKEGO wspomniany uprzednio 60, gdzie pragnieniem jest śmierć, gdy wiosna wzbierze pędami i blaskiem. Bezpośredniość skojarzeń dała młodemu RILKEMU bezpośredniość wyrażenia uczucia. LEŚMIAN, rezygnując z ´okrasy´ przemijalności, by tak rzec, rezygnuje zarazem, jak wspomniano, z pochwycenia chwili ostatniej przez odwieczny krąg natury. Lecz spełniać się będzie ten krąg już poza wyrażeniem jednostki, gdy w strofie ostatniej słyszymy prośbę o współtowarzyszenie w drodze zaświatowej, „Po to, aby się nigdy nie dosnuć do końca!…” 61

Jest więc w życzeniu tym, pomimo wszelkiego tonu rezygnacji, świadomość wędrówki, nie przeminięcia, lecz uniknięcia „końca” 62, a włączenia się w obieg odwieczny, drogę, „baśń, co się sama z siebie bez końca wysnuwa”. 63 Dzięki temu następuje ostatecznie pochwycenie przed unicestwieniem, przynajmniej jako myśli odczuwalnym. Nieskończoność, podobnie jak w liryku Step 64, staje się szansą na ocalenie jednostki, owej „chwilowej mrzonki” 65, jak w Stepie powiedziane zostaje, pośród samotności w przestrzeni.

Próby ocalenia, pomimo samotności, nieustannie powstają w leśmianowskim liryku. Są to spojrzenia w wieczność, ale i z wieczności na jednostkę, stojącą na krańcu tutejszości. Końcowe słowa wiersza Epilog nakazują czynić, „jak gdyby ku tobie / Oczy wszystkich umarłych były wciąż zwrócone!” 66 Otwiera się poprzez to nieustająca korespondencyjność, ukazująca jednostkę nie jako wyobcowaną, a nakazująca jej podążanie drogą, nadaną jej „tchnieniem” 67 Bożym, jak czytamy.

Jest to jeden z kolejnych liryków niejako przestrzegających przed targnięciem się na swe życie, wywołanym owym Weltschmerzem, a ukazującym drogę gwiezdnych szlaków, którymi iść jest „dłużej niźli po świecie” 68.

Perspektywa owej korespondencyjności światów, ich wzajemności, różni w tym miejscu poetykę LEŚMIANA od rilkowskiego spojrzenia na ´tamtą stronę´, dla której myśmy zanadto krzykliwi, jak w dziesiątej Elegii duinejskiej roku 1912 posłyszymy, my, „od poklasku do poklasku” 69 pędzący, którzy „myślimy o szczęściu rosnącym” 70 („an steigendes Glück / denken“ 71).

Dlatego jest nam i samo nasze poznanie, w aniołów uosobieniu, nazbyt straszne, którego więc nie doświadczymy lepiej, byśmy nie unicestwieni zostali strasznością naszych nędz, gdy oto słyszymy już w pierwszej Elegii duinejskiej roku 1912 słowa przestrogi, niejako przed próbą pojęcia zaświatu, jakim jest, i żądnością przekroczenia bariery zmysłu naszego:

„WER, wenn ich schriee, hörte mich aus der Engel
Ordnungen? und gesetzt selbst, es nähme
einer mich plötzlich ans Herz: ich verginge von seinem
stärkeren Dasein. Denn das Schöne ist nichts
als des Schrecklichen Anfang, den wir noch grade
ertragen,
und wir bewundern es so, weil es gelassen verschmächt,
uns zu zerstören. Ein jeder Engel ist schrecklich.“ 72

[„Któż, gdy zakrzyknąłbym, posłyszałby mnie z anielskich
zastępów? i zakładając nawet, iż garnąłby
nagle ku sercu swym mnie: marłbym wobec jego
istnienia silniejszego. Gdyż piękno jest niczym
niż strasznego początkiem, które zaledwie
znosimy.
i podziwiamy je tak, gdyż jeno z spokojem pogardza,
by nas unicestwić. Każdy anioł jest strasznym.”]” 73

Śmierć, jako przejście, stanowi zatem jedyną daną możliwość, bycia, a jak długo pozostajemy „tu”, w świecie „wyłożonym” 74 już, jak powiada pierwsza Elegia duinejska, strasznym jest poznanie, a my sami nazbyt obcy sobie. Stąd i następuje pewne ´zagłuszenie´, odebranie aniołom ich powagi niegdysiejszej, jak mówi liryk wstępny cyklu Aniołowie LEŚMIANA:

„Niegdyś powagą i grozą płomienni —
Stali się dzisiaj wspomnieniem i echem” 75,

a potwierdzać będzie z niewiarą ich istnienia, ostatni:

„I ja w nich nie chcę, nie mogę uwierzyć!” 76

Podobnie w elegii RILKEGO, gdzie dalej czytamy:

„[…] Ach, wenn vermögen
wir denn zu brauchen? Engel nicht, Menschen nicht
und die findigen Tiere merken es schon,
daß wir nicht sehr verläßlich zu Haus sind
in der gedeuteten Welt.“ 77

[„ […] Ach, kogóż możemy
potrzebować jeszcze? Aniołów nie, i ludzi nie
a zmyślne zwierzęta pojmą już to,
żeśmy w swym domu nie nader pewni 78

W podobnym kontekście tęsknotę za tamtym światem, za „tryumfem i ciszą w jednym napoju” 79, oddalając się od „ziemskiej powłoki obłudy” 80, pozorów i lustrzanych odbić tutejszości, wyr

„Marząc skrycie o rajskich zaciszach i rosach,
Z uśmiechem wyczekuje ostatniej godziny!…” 81

W tym samym liryku następuje wreszcie, co znów obu poetów zbliża w kontekście ujmowania obraza świata przemijalnego a wieczności, gdy czytamy o „spokrewnieniu duszy z wszechświatem na nowo”. 82

Są to nieustanne zetknięcia się i odchodzenia obrazu obu poetów od świata przedstawionego, nieprzemijalnego. Tęsknota za wiecznością po zapadnięciu „ostatniej zasłony” 83, jak słyszymy w tym samym wierszu LEŚMIANA, jest u RILKEGO nazbyt często obawą w tęsknocie, niewypowiedzialnością, a próbą zbliżenia się ku Jedni. Jest wadzeniem się z Bogiem i pytaniem zarazem, które pozostać musi w obliczu śmierci nieodpowiedzianym, słysząc słowa Księgi godzin (Das Stunden&emdash;Bsuch) RILKEGO z roku 1899:

„WAS wirst du tun, Gott, wenn ich sterbe?
Ich bin dein Krug (wenn ich zerscherbe?)
Ich bin dein Trank (wenn ich verderbe?)
Bin dein Gewand und dein Gewerbe,
mit mir verlierst du deinen Sinn.“

84 [„Cóż poczniesz, Boże, kiedy umrę?
Jam dzbanem (kiedy się potłukę?)
Napojem ja (gdy się zepsuję?)
Twą szatą i twym fachem,
ze mną utracisz i twój sens.”] 85

Tego rodzaju monologi, czy też dialogi z własną duszą, swoim jestestwem, będzie prowadził LEŚMIAN na pograniczu tutejszości i nieokreśloności, jednakowoż ujmując całość w tajemniczość płaszcza natury. Modlitwa młodego RILKEGO to próba wyzwania bezkresności, to HIOBowy krzyk lęku. Bóg LEŚMIANA to Pan w gaju, to własne odbicia, iluminacja tęsknot, przekraczających ten ´brzeg´, jak to ma miejsce w Zielonej godzinie, gdy słyszymy słowa:

„I zgaduję – oczyma wodząc widnokrężnie –
Że On do mnie z parowu modlił się tak samo,
Jak i ja – nad parowem – modliłem się doń!…” 86

Tęsknoty za ´tamtym´ światem towarzyszą więc nieustannie obrazom przemijania u LEŚMIANA, czy to w zieleni lasu, czy też w osobliwych krainach, przez których kroki przypominają dantejską wędrówkę, jak w liryku Ogród zaklęty, w którym otwiera się widok w tęsknocie za nieskalaną tamtejszością, i, jak słyszymy,

„Że tam, gdzie wisząc nad przestrzenią
Brzegi wieczności się zielenią,
Przedarłszy czasu mdłe osłony,
Wzgórzami tęsknot otoczony,
Zakwita ogród niezbadany,
Zaczarowany, obłąkany!
Zaczarowany skonem zorzy
I obłakany mgłą bezdroży!” 87

Następuje tu najściślejsze powiązanie światów obu, jeszcze ´tego´ i marzeniem sprzęgniętym z nim ´tamtego´, ´obłąkanego´, bo niepojętego doświadczeniu ziemskiemu.

Wszelkie zbliżenia są u LEŚMIANA możliwymi, gdy RILKE, choć światy te przywołuje, ewokuje je, daje aż ku końcu swej twórczości odczuć trwogę przed ich poznaniem, przed zaświatem, jak ujęte to zostanie i w Sonetach do Orfeusza, gdzie zmarli, jeśli nawiedziwszy nas nocą, pozostają niepoznani, jakby wyszedłszy z Księgi, do której wglądu nie mamy. W sonecie szóstym czytamy:

„Geht ihr zu Bette, so laßt auf dem Tische
Brot nicht und Milch nicht; die Toten ziehts &emdash; .“ 88

[„Gdy w łoże sie kładziecie, na stole nie zostawcie
chleba ani mleka; przyciąga bowiem zmarłych to &emdash;.”] 89

Bliskość nadta Niepoznanego, które pragnęlibyśmy już w pełni pojąć, zgubą się może jednak okazać i być, jak w pierwszej Elegii duinejskiej słyszymy,

„nichts / als des Schrecklichen Anfang” 90

[„ niczym / niż strasznego początkiem“] 91

Kończąc rozważania, postrzegamy więc w obrazach przytoczonych odwieczną człowieczą tęsknotę, rojenia duszy „na żmudny sen o szczęściu chorej / I zasłuchanej w szmer […] przemijań” 92, jak słyszymy w liryku LEŚMIANA Wieczory, by jednak móc jednak i rzec słowa jakże zbliżające myśl obu poetów o śmierci i przemijaniu, ale i z nimi nieuchronnie związanej tęsknoty:

„Śmierć mi nie będzie wiekuistą Nocą,
Lecz Wiekuistym Wieczorem!…”

Adam Jarosz
Justus-Liebig-Universität Gießen

Mohlo by vás z této kategorie také zajímat